Wygodne obuwie sportowe jest niezbędne podczas prowadzenia aktywnego trybu życia. Zastanawiałyście się kiedyś czy można jeszcze bardziej zwiększyć komfort jego użytkowania? Marka Scholl postanowiła podjąć takie wyzwanie i stworzyła specjalne wkładki do butów. Zobaczcie same jak wyglądają i poznajcie moją opinię na ich temat.
Wkładki Scholl GelActiv™ zostały stworzone z myślą o takich osobach jak my. Producentowi zależało na tym, żeby skutecznie amortyzowały wstrząsy , zmniejszały ucisk podczas wykonywania rożnego rodzaju treningów np. biegania. Zaprojektowano je tak, żeby wspierały podbicie stopy, dzięki czemu zapewniały dodatkową amortyzację. Posiadają również odpowiednie rozłożenie siły nacisku.
Wkładki Scholl GelActiv™ dostępne są w rozmiarze 38-42. Bez problemu można je dociąć do odpowiedniego rozmiaru. Wystarczy tylko przyłożyć wkładkę z obuwia do którego chcemy wsadzić wkładki. W tym przypadku będzie to obuwie sportowe bądź trampki. Odrysowujemy starą wkładkę, wycinamy na Scholl GelActiv™ i wkładamy ją na miejsce starych wkładek do butów.
Na pewno zastanawiacie się czy takie wkładki naprawdę potrafią zmienić komfort naszych ćwiczeń?
Miałam okazję przetestować je w butach przeznaczonych na siłownię oraz trampkach codziennego użytku. Podczas ćwiczeń byłam naprawdę mile zaskoczona. Bardzo często potrafię „ przesadzić” na siłowni, a później moje stawy cierpią. Wkładki Scholl GelActiv™ na pewno gwarantują dodatkową amortyzację. Powiedziałabym nawet, że stopa dzięki nim odpoczywa. Częstym problemem w butach sportowych jest to, że wkładki w bardzo szybki sposób nabierają nieprzyjemnego zapachu i nadają się tylko do wyrzucenia. Z tymi wkładkami nie ma takiego problemu. Jak same widzicie na zdjęciach dzięki porządnej powierzchni dolnej bez problemu możemy przetrzeć mokrą ścierką i pozostawić do wyschnięcia.
Bardzo dużo spaceruję. Mimo tego, że trampki są jednym z moich ulubionych rodzajów obuwia, niestety nie należą one do najwygodniejszych. Nogi w nich bardzo szybko się męczą. Zwłaszcza jeżeli chodzimy po twardej nawierzchni. Po prostu brakuje im odpowiedniej amortyzacji. Po włożeniu wkładek Scholl GelActiv™ do moich conversów byłam w szoku. Nie sądziłam, że trampki mogą być takie wygodne. Bardzo mięciutka wkładka, idealna amortyzacja. Czego chcieć więcej, prawda?:) W ofercie firmy możemy również spotkać wkładki Scholl GelActiv™ do codziennego obuwia. Na pewno je przetestuję. Może dzięki nim moje niewygodne buty, leżące w kartonie na nowo ujrzą światło dzienne.
Więcej informacji na temat tych niesamowitych wkładek znajdziecie na —> FAQ Scholl GelActiv™ – klik .
UWAGA KONKURS!!!
Firma Scholl przygotowała dla Was 3 zestawy wkładek Scholl GelActiv™. W każdym zestawie znajdzie się damska jak i również męska para. Dzięki temu będziecie mogły podzielić się nimi ze swoją drugą połówką.
Aby wziąć udział w rozdaniu wystarczy w komentarzu opisać swoją historię, której bohaterem będą najmniej wygodne buty jakie w życiu kupiłyście. Z wszystkich komentarzy wybiorę 3 najbardziej kreatywne, a ich autorzy otrzymają zestaw wkładek Scholl.
Konkurs trwa do 07.04.2015. Wygrane komentarze zostaną opublikowane pod tym postem 08.04.2015. Zwycięzcy mają czas do 11.04 żeby przesłać na maila tipsforwomen@wp.pl swoje dane do wysyłki. Po tym czasie zostaną wyłonieni kolejni zwycięzcy.
Życzę Wam wszystkim powodzenia.
Ps: Komentarze, które będziecie dodawać będę niewidoczne dla innych do zakończenia konkursu. Chciałabym uniknąć wzorowania się na czyiś odpowiedziach.
Nagrodzone odpowiedzi
“Zawsze lubiłam kupować rzeczy używane. Mając dość dobre zdolności manualne często szłam z nich swoje, udoskonalone pod moją inwencję. Trzy lata temu szykowałam się na wesele kuzynki, oczywiście uznałam że kupowanie nowych rzeczy odpada oraz że znajdę jakiś super ciuch na allegro. No i znalazłam cudowną rozkloszowaną sukienkę oraz avangardowe sandałki z długą szpilką wszystko w czarno-beżowej kolorystyce. Długo zwlekałam a do tego dnia zostało kilka dni, na szczęście paczki przyszły dwa dni później i został czas na szybkie pranie i suszenie. Po fryzjerze- uczesana i wymalowana na bóstwo wracam do domu, i już zamawiam taksówkę, było chłodno wiec jeszcze zarzucilam na siebie satynowy płaszczyk z Zary. Wychodzę z taksówki i przeszłam może 3 metry w cudownych butach, jedna wielka niespodzianka-szpila w każdym z butów rusza się i wygina w każdą strone. Pięknie – pomyslałam – Nawet nie wzięłam ze sobą żadnych balerinek. Przekonana oczywiście o umiejętnościach chodzenia w takich butach. Piekło dopiero się zaczęło, chodzę w okół ludzi jak pokraka, wszyscy sie pytają czy coś mi się stało. Nie wiem czemu ale postanowiłam wykręcić się bólem w kolanie. Panna młoda również załamana ponieważ na weselu pełniłam dość znaczącą funkcję. Ból odcisków był niczym w porównaniu z niezgrabnym, nieumiejętnym krokiem i spojrzeniami innych kobiet. W końcu stało się i dostałam za swoje. Na sali znajdywały się trzy nie wysokie lecz długie schodki bardzo blisko stołu bufetowego. Jak to los musiał sprawić szpilka wygieła się w jakąś stronę ja bezwładnie zaczęłam spadać na te głupie schodki,zdążyłam przytrzymać się odrobinę za obrus stołu z którego pokaźnie jedzenie zaczęło spadać ku zdziwieniu gości, brudząc garnitur przystojniaka któremu dopiero co się przylądałam. Jak można dalej wydedukować Panna Młoda musiała zająć się wzywaniem karetki do mojej złamanej o schodek nogi. Koszmar! Już nigdy więcej nie kupię używanych obcasów a moja rodzina i znajomi nigdy mi tego nie zapomną. Jedynym plusem sytuacji jest to że przystojniak z bufetu od niedawna jest moim narzeczonym. – Olga”
” Męczyłam się??!! O tak! Zdecydowanie! Ale tak to już jest jak się ląduje w sylwestrową noc na balu gdzieś pośrodku Kaszub, 90 km od domu w dwóch lewych butach.
Dzień przed sylwestrem zawszę buszuję razem z siostrą po sklepach, by upolować jakąś kreację. Kto jak kto, ale siostra prawdę o wyglądzie w danej sukience zawsze powie. Tego dnia zwabiła nas również wystrzałowa oferta sklepu z obuwiem. Po kilku kwadransach wypełzłyśmy ze sklepu z torbami i jedną parą taki samych butów. Odpowiednio w 37 oraz 36 rozmiarze. W tamtym momencie nic nie wskazywało nadciągającego kataklizmu…..
W ostatni dzień roku o pranku mieli przyjechać po mnie znajomi, oczywiście okazało się że pojawili się o jakieś 2h wcześniej niż się umawialiśmy no i upchanie torby oraz wybór ostatecznej kreacji musiał się odbyć znacznie szybciej i gwałtowniej niż planowałam
Ironia losu i temat przewodni wieczornej imprezy towarzyszył nam od samego początku pobytu w ośrodku…. Brak wody, nieogrzane pokoje, kłopoty z prądem, cały urok PRL-u… Kiedy wydawało się, że już wszystkie kłopoty są za nami i ja jako ostatnia miałam już wskoczyć w buciki i biec do sali, okazało się że coś z butami jest nie tak… Czubki profilowane w tą samą stronę, a jeden jakby większy od drugiego… po kilku przymiarkach każdego z butów na każdą nogę, nagle mnie olśniło że ów nieszczęsne 2 pary tych samych butów zakupionych dzień wcześniej stały obok siebie na półce i że…… tak…. przypadkiem zgarnęłam jeden lewy swój 36 oraz jeden lewy siostry 37. Niestety butów na zmianę brak, a wszystkie dziewczyny mogły się pochwalić rozmiarami zaczynającymi się od 37 w górę… Wiele nie rozpaczając, wykazując się zaradnością napchałam waty do większego buta, założyłam go na swą prawą nogę i po kilku obejściach po pokoju cedząc przekleństwa przez zaciśnięte ze złości zęby ruszyłam dziarsko w kierunku sali. W ów zestawieniu wytrzymałam do 23, nie wzbudzając najmniejszych podejrzeń. Jednak kiedy po kolejnym drinku opowiedziałam o swym wyczynie koleżance moja historia obiegła salę z prędkością światła i każdy kto nie mógł w to uwierzyć chciał koniecznie zobaczyć to na własne oczy. W sumie całe zajście miało więcej dobrych niż złych skutków, więc nawet miło je wspominam. Od tamtej pory zawsze zanim spakuje buty sprawdzam je dwa razy – Aneta”” Historia krótka i niejednej z nas znana. Mój mężczyzna zabrał mnie na romantyczny spacer w dzień walentynek. Z okazji braku śniegu oczywiście trzeba było dobrać do sukienki śliczne szpileczki, niestety śliczne ale niewygodne. Na moje nieszczęście spacer zaczęliśmy od parkingu którego kostka brukowa była bardzo nierówna, potem duża liczba schodów prowadzących do parku a na koniec spacer po żwirowej ścieżce która dodatkowo opadała w dół. Nogi po 10 min spaceru były wyczerpane. Bolały mnie łydki a stopy wołały na ratunek. Jakby tego było mało postanowiliśmy zawiesić kłódkę na moście. Niestety między deskami mostku było dużo przestrzeni, było ciemno a nogi były bardzo bezwładne. Obcas osunął się między deski i usłyszeliśmy ciche chlupnięcie. Zorientowałam się, że pierwszym co wrzuciłam do wody nie były klucze od zamkniętej kłódki na poręczy mostku ale mój obcas ;( Nie warto było płakać nad rozlanym mlekiem, więc mój ukochany romantycznie połamał mi obcas w drugim bucie
Zostało tylko wrócić do domu, rozmasować obolałe nogi i zjeść kolację. A od teraz preferuje botki, koturny.. wszystko lepsze od 15 cm szpilki – Marlena”UWAGA!!!
Ze względu na to, że Pani Marlena nie zgłosiła się w terminie, wyłoniony został kolejny zwycięzca. Proszę o przesłanie swoich danych do 13.04.2015 do godziny 23:59.
“Najbardziej niewygodne buty.. Hmm.. moja stopa jest tak dziwnie skonstruowana, że zawsze po kupnie nowej pary twierdziłam, że bardziej niewygodnych nie kupię. I kupiłam. Śliczne białe buty sportowe z Nike. O te buty chodziłam za rodzicami pół roku.. Kiedy założyłam je pierwszy raz w górach(oczywiście pojechałam na wakacje z nierozchodzonymi butami), po czym po wejściu na Kasprowy Wierch stwoerdzilam że bolą mnie całe stopy, na szczycie zdjęłam buty.. I co ukazało się moim oczom? Kiedyś białe skarpetki były całe we krwi.. całe stopy miałam w pryszczach, ranach i otarciach.. no ale to przecież takie piękne białe buciki! Po zaopatrzeniu ran próbowałam.wytrzymać w tych butach jeszcze kawałek, ale w połowie drogi na dół całkiem je zdjęłam.. I tak.. szłam na bosaka.. a w miejscach gdzie były bardzo ostre kamienie.. no cóż, mój facet miał dodatkowy trening.. ze mną na plecach! – Magda”
od ponad dwóch lat buty leżą na dnie szafy i chyba już nigdy w życiu na nie nawet nie spojrzę..
Pozdrawiam
Dominika
______________________________________
Post powstał dzięki współpracy z marką Scholl
Większość moich butów zawsze była niewygodna,
bo liczyło się tylko abym była modna.
Tenisówki, sandałeczki, baleriny,
wszystkie pięknie w szafie lśniły.
A gdzie komfort, gdzie wygoda?
Och, nie u nas na to moda.
Idę sobie w balerinach,
chłopak mówi “cud dziewczyna”.
Po spacerze z ukochanym
cały humor w mig zabrany,
bo odciski i pęcherze
jakby mnie pokłuły jeże.
Mówię dość, nie chce w kość!
Chcę wygody, chcę swobody, przecież jestem tego godna,
piszę wierszyk po wygraną, będę modna i wygodna! 🙂
Na moją studniówkę zakupiłam przepiękne, jaskraworóżowe i meeeeega wysokie szpilki (ponad 12 cm). Były naprawdę olśniewające i pasowały do obu moich sukienek (miałam urodziny o północy, więc na studniówkę przygotowałam dwie kreacje). Niestety jak to zwykle bywa, estetyka nie szla w parze z wygodą… Już po odtańczeniu poloneza miałam strasznie spuchnięte i obolałe stopy, ale według starej zasady: zdejmiesz to już nie włożysz, nadal chodziłam, tańczyłam i skakałam w tych butach 😉 dotrwałam dzielnie do końca, bardzo mocno zaciskając zęby… Kiedy nareszcie zdjęłam moje szpileczki, w oczach aż zakręciły mi się łzy. Stopy były wręcz zmasakrowane, obtarte, spuchnięte, a paznokcie w dużych palcach były sine 🙁 żałuję, że byłam tak zdeterminowana i wygląd był dla mnie ważniejszy niż zdrowie. Na szczęście od studniówki minęło 5 lat, trochę dojrzałam i teraz nie znęcam się już nad moimi stopami 🙂 wygoda i zdrowie to podstawa, a jak człowiek jest szczęśliwy, to nawet w worku na ziemniaki będzie wyglądał olśniewająco 🙂
Każda kobieta kocha buty. Wydawać by się więc mogło, że każdy dzień na ich kupienie jest dniem idealnym, bo cóż może być przyjemniejszego (pomijając ćwiczenia fizyczne :D) niż nowiutka para butów? Niestety nie zawsze jest dobry czas a zakupy, doświadczyłam tego raz w życiu. Był sobotni poranek, obudziłam się z okropnym bólem głowy, brzucha i poczuciem zmęczenia po piątkowej imprezie. Mama widząc, że nie jestem w najlepszej formie, stwierdziła, że najlepsze co może mi pomóc to spacer do centrum handlowego po nowe buty. W końcu spacerek + nowe obcasy na pewno odgonią wszystkie moje dolegliwości. Niestety nie. Dotarłyśmy do sklepu i nic mi się nie podobało, nie mogłam się skupić na niczym oprócz chęci wrócenia do cieplutkiego łóżka, w końcu zirytowana przymierzyłam buty, które pokazała mi mama (a nasze gusta bardzoooo się różnią), stanęłam przed lustrem, nawet się w nich chwilę nie przeszłam. Mówię, że je biorę i wychodźmy stąd jak najszybciej. Mama szczęśliwa, że coś wybrałam poszła ze mną do kasy. Wróciłam do domu, poszłam spać i o butach zapomniałam. Kilka tygodni później je założyłam kiedy pogoda się nieco poprawiła. Buty okazały się brzydkie, za małe, obcierające stopy, sztywne i z bardzo sztucznego materiału w środku. Nigdy ich nie założyłam , a zwrotu nie przyjęli. Najgorzej wydane 100 zł ever.
Uwielbiam lato i ciepło, ale kupienie butów dla mnie na ten czas to jakaś totalna masakra. Zaznaczam od kilku lat, jakichkolwiek butów bym nie kupiła, zawsze są one niewygodne.. Hmmm to chyba za mało powiedziane…obcierają mnie strasznie albo tak niekorzystnie działają na podbicie, że najlepiej chodziłabym boso. Ale wygrane najgorsze buty to te które kupiłam rok temu…czarne niebiańsko piękne sandałki na płaskiej dobrze zrobionej podeszwie, gdzie po przymierzeniu w sklepie chodziło mi się idealnie i potem jeszcze w domu tak samo.
Jednak gdy tylko te piękne, niebiańskie sandałki znalazły się ze mną w mieście i “wiedziały”, że nie wzięłam żadnych innych butów na ewentualną zmianę…ukazały swoją prawdziwą buciotwarz. Obtarły mnie dosłownie wszędzie gdzie but stykał się ze skórą, a podbicie wyło do księżyca o ich zdjęcie. Tak mnie bolało, jakbym conajmniej biegała na wysokich szpilkach cały dzień po Nowym Jorku, niczym Carrie Bradshow w ” Sex and the city”.
Do dzisiaj jak patrzę na blizny na stopach po tych butach, moje serce wyje… no i portfel też.
Dziękuję za uwagę.
W moim życiu zapamiętałam dwie pary najbardziej niewygodnych butów i nawet się nie spodziewałam tego! Pierwszą parą były adidasy które nie miały grubej podeszwy jak np buty do biegania. Kupiłam je bo poszukiwałam czarnych tanich butów. Nie spodziewałam się tego- po pierwszym noszeniu całe białe skarpetki były szare, na dodatek miały niespecyficzny brzydki zapach, otarły mnie po bokach a do tego bolały mnie stawy śródstopia i staw skokowo-goleniowy( gdy przymierzałam od razu wzięłam rozmiar większy i wtedy nie czułam żadnego dyskomfortu-nie uciskały mnie nawet jak w nich trochę pospacerowałam po sklepie) . Postanowiłam więc wyprać te buty w pralce a następnie poszerzyć maksymalnie sznurowadła by mnie tak nie obciskały- efekty były nadal takie same. Drugą parą butów są baleriny- są dobre do spacerów ale nie do tańca. Miałam w tym roku wesele mojej siostry. Wiadome że jedna para butów nie wystarczy (przynajmniej u mnie) i nie jestem zwolenniczką tańczenia w szpilkach gdyż czuje się sztywno. Zabrałam ze sobą więc moje baleriny w których miałam okazje już chodzić. W trakcie zabawy przebrałam szpilki na baleriny myśląc że będę mogła swobodnie tańczyć-niestety nie. Czułam ból na przedniej poduszce stóp(jak by mi spuchły) nie miałam ze sobą podkładek więc zostały mi tylko duże plastry i bandaże-troszkę mi pomogły ale musiałam ciągle chodzić do ubikacji poprawiać te plastry by leżały na właściwym miejscu. Po weselu w domu pierwsze co uczyniłam to przez pół godz rozcierałam wszystkie stawy stopy. W tym roku również mam wesele więc moje baleriny na pewno zaliczą wizytę u szewca by je poszerzyć ale także zakupię wkładki gdyż wiele moich znajomych (zwłaszcza fizjoterapeuci) chwali sobie obojętnie jakie buty noszą 🙂
Zawsze lubiłam kupować rzeczy używane. Mając dość dobre zdolności manualne często szłam z nich swoje, udoskonalone pod moją inwencję. Trzy lata temu szykowałam się na wesele kuzynki, oczywiście uznałam że kupowanie nowych rzeczy odpada oraz że znajdę jakiś super ciuch na allegro. No i znalazłam cudowną rozkloszowaną sukienkę oraz avangardowe sandałki z długą szpilką wszystko w czarno-beżowej kolorystyce. Długo zwlekałam a do tego dnia zostało kilka dni, na szczęście paczki przyszły dwa dni później i został czas na szybkie pranie i suszenie. Po fryzjerze- uczesana i wymalowana na bóstwo wracam do domu, i już zamawiam taksówkę, było chłodno wiec jeszcze zarzucilam na siebie satynowy płaszczyk z Zary. Wychodzę z taksówki i przeszłam może 3 metry w cudownych butach, jedna wielka niespodzianka-szpila w każdym z butów rusza się i wygina w każdą strone. Pięknie – pomyslałam – Nawet nie wzięłam ze sobą żadnych balerinek. Przekonana oczywiście o umiejętnościach chodzenia w takich butach. Piekło dopiero się zaczęło, chodzę w okół ludzi jak pokraka, wszyscy sie pytają czy coś mi się stało. Nie wiem czemu ale postanowiłam wykręcić się bólem w kolanie. Panna młoda również załamana ponieważ na weselu pełniłam dość znaczącą funkcję. Ból odcisków był niczym w porównaniu z niezgrabnym, nieumiejętnym krokiem i spojrzeniami innych kobiet. W końcu stało się i dostałam za swoje. Na sali znajdywały się trzy nie wysokie lecz długie schodki bardzo blisko stołu bufetowego. Jak to los musiał sprawić szpilka wygieła się w jakąś stronę ja bezwładnie zaczęłam spadać na te głupie schodki,zdążyłam przytrzymać się odrobinę za obrus stołu z którego pokaźnie jedzenie zaczęło spadać ku zdziwieniu gości, brudząc garnitur przystojniaka któremu dopiero co się przylądałam. Jak można dalej wydedukować Panna Młoda musiała zająć się wzywaniem karetki do mojej złamanej o schodek nogi. Koszmar! Już nigdy więcej nie kupię używanych obcasów a moja rodzina i znajomi nigdy mi tego nie zapomną. Jedynym plusem sytuacji jest to że przestojniak z bufetu od niedawna jest moim narzeczonym. 🙂
Pozdrawiam
Zawsze lubiłam kupować rzeczy używane. Mając dość dobre zdolności manualne często szłam z nich swoje, udoskonalone pod moją inwencję. Trzy lata temu szykowałam się na wesele kuzynki, oczywiście uznałam że kupowanie nowych rzeczy odpada oraz że znajdę jakiś super ciuch na allegro. No i znalazłam cudowną rozkloszowaną sukienkę oraz avangardowe sandałki z długą szpilką wszystko w czarno-beżowej kolorystyce. Długo zwlekałam a do tego dnia zostało kilka dni, na szczęście paczki przyszły dwa dni później i został czas na szybkie pranie i suszenie. Po fryzjerze- uczesana i wymalowana na bóstwo wracam do domu, i już zamawiam taksówkę, było chłodno wiec jeszcze zarzucilam na siebie satynowy płaszczyk z Zary. Wychodzę z taksówki i przeszłam może 3 metry w cudownych butach, jedna wielka niespodzianka-szpila w każdym z butów rusza się i wygina w każdą strone. Pięknie – pomyslałam – Nawet nie wzięłam ze sobą żadnych balerinek. Przekonana oczywiście o umiejętnościach chodzenia w takich butach. Piekło dopiero się zaczęło, chodzę w okół ludzi jak pokraka, wszyscy sie pytają czy coś mi się stało. Nie wiem czemu ale postanowiłam wykręcić się bólem w kolanie. Panna młoda również załamana ponieważ na weselu pełniłam dość znaczącą funkcję. Ból odcisków był niczym w porównaniu z niezgrabnym, nieumiejętnym krokiem i spojrzeniami innych kobiet. W końcu stało się i dostałam za swoje. Na sali znajdywały się trzy nie wysokie lecz długie schodki bardzo blisko stołu bufetowego. Jak to los musiał sprawić szpilka wygieła się w jakąś stronę ja bezwładnie zaczęłam spadać na te głupie schodki,zdążyłam przytrzymać się odrobinę za obrus stołu z którego pokaźnie jedzenie zaczęło spadać ku zdziwieniu gości, brudząc garnitur przystojniaka któremu dopiero co się przylądałam. Jak można dalej wydedukować Panna Młoda musiała zająć się wzywaniem karetki do mojej złamanej o schodek nogi. Koszmar! Już nigdy więcej nie kupię używanych obcasów a moja rodzina i znajomi nigdy mi tego nie zapomną. Jedynym plusem sytuacji jest to że przestojniak z bufetu od niedawna jest moim narzeczonym. 🙂
Pozdrawiam
Było to jakoś na początku liceum. Szybko rosłam w górę (mam ok. 178 cm) a razem ze wzrostem rosła moja stopa…
W związku ze zmianą numeru obuwia oznajmiłam rodzicom, że potrzebuję nowe buty na w-f. Nie przeszkadzało mi specjalnie ćwiczenie w skarpetkach, więc zapomniałam o tym problemie, a razem ze mną zapomnieli i rodzice. W końcu nauczycielka zaczęła się denerwować i kazała mi zaopatrzyć się w jakieś buciki. Ponownie powiedziałam rodzicom (akurat jechali do hipermarketu) – ja byłam zajęta, więc nie pojechałam z nimi. Moja mama wypatrzyła jakieś stosunkowo tanie buty na hali, więc bez mierzenia chwyciła rozmiar 42 (gdyby okazały się złe, to nie byłoby dużych strat). Miały co prawda jakiś różowy pasek(nie mój kolor ;p), ale no wyglądały jak normalne buty, podziękowałam, przymierzyłam – były ok. Wszystko jednak się wyjaśniło na pierwszym w-fie. Akurat wypadła nam koszykówka. Korzystając z mojego wzrostu (mimo, że nie trenuję) to jakoś sobie radzę i staram się być aktywna podczas gry. Zwykle dużo biegam, dużo (staram się) rzucam itd. Tylko, że moje buty miały zerową przyczepność do podłoża! Owszem, miały gumę na podeszwie, ale wydawała się jakby wytarta, albo zamrożona… w każdym razie czułam się jak łyżwiarka figurowa. Dziewczyny z przyzwyczajenia podawały do mnie piłki, ale jak tylko robiłam naskok, albo chciałam wyhamować, to kończyło to się dość długim ślizgiem i…. gwizdkiem! Tak. Moja w-fistka dawała mi za to “kroki”. Wszystkie dziewczyny miały niezły ubaw (ja też). Końcowo i tak grałam w skarpetkach… Kto by się spodziewał, że ślizgają się mniej niż buty? ;p
witam,
najmniej wygodne buty jakie kiedy kolwiek miałam i kupiłam to glany. Nigdy w życiu bym nie ubrała ich ponownie. Zniszczyłam sobie w ten sposób stopy. Zrobiły mi sie straszne odciski i zdeformowały palce u stóp. Po prostu koszmar i odradzę je każdemu.
Dlatego teraz zależy mi na dbaniu o moje stópki i całe ciało w szczególności, że prowadzę teraz aktywny tryb życia:) i moje stawy obciążone są treningami.
Miłego dnia:)
kamila
Zazwyczaj nie biorę udziału w takich konkursach, ale jak przeczytałam ‘najmniej wygodne buty’ od razu przypomniała mi się sytuacja z wakacji 😉 Upatrzyłam sobie wtedy piękne balerinki, koronkowe. Jak tylko dostałam pierwsza wypłatę z wakacyjnej pracy poleciałam je kupić. Po zakupach moja druga polówka zaprosiła mnie na spacer, oczywiście jak każda kobieta musiałam od razu założyć nowy nabytek. Przez ta decyzje był to najgorszy dzień dla moich stóp. Nie zwróciłam uwagi na to, ze wykonane były one z siateczki, która kiedy moje stopy nieco spuchły od gorąca panującego na zewnątrz zaczęła mi się niemiłosiernie wpijać na skórę. Do tego podeszwa była tak cienka ze czułam jak wszystkie kamyczki wbijają mi się w stopę. Na początku czułam tylko dyskomfort, kiedy jednak przerodziło się to w dokuczliwy ból postanowiłam jak najszybciej wrócić do domu. Buty miałam na nogach około godziny. Po ich zdjęciu w domu aż mi pociekły łzy z ulgi. Od tamtej pory leżą w szafie, piękne ale niestety do noszenia się nie nadają…
Kocham moje Vansy, niestety do najwygodniejszych butów świata, one nie należą. Nie raz potrafiły zrobić mi psikusa, i przez nie nie dobiegłam na tramwaj czy autobus, śpiesząc się na zajęcia. Noga po 3 min szybkim marszu i minutowym morderczym biegu tak się zmęczyła, że ścierpła i odmówiła dalszej gonitwy. Miłemu Panu kierowcy, mogłam tylko pomachać na pożegnanie! :<
Taki ból, unieruchamiający nogę zdarza mi się często (czuję się wtedy jakbym tupała jak słoń po chodniku), ale nie zrezygnuję z moich ukochanych Vansów nigdy. <3
Nie wiem czy moja historia będzie wystarczająco dobra do udziału w konkursie ale i tak postanowiłam spróbować. Pracując w poprzedniej firmie zostałam wysłana na dwudniowe targi materiałów do wydruku wielkoformatowego do Warszawy. Wieczorem “połączyłam” się z ekipą z firmy “matka” i wspólnie udaliśmy się na imprezę. Na dyskotece zaczęły boleć mnie stopy bo dużo tańczyłam a na dodatek niefortunnie złamał mi się obcas. Kolejnego dnia ruszały wielogodzinne targi na których zmuszona byłam cały dzień chodzić 🙁 Rano zahaczyłam o recepcje bo musiałam oderwać drugi obcas bo nie wzięłam ze sobą żadnych butów na zmianę 🙁 🙁 🙁 Za pomocą nożyczek ( w recepcji nie mieli nic oprócz tego) odłupałam drugi obcas, który jak na złość postanowił stawiać ogromny upór 😉 Na targach, obniżona o jakieś 8 cm, zwiedzałam hale i punkty wystawców. Moje nogi odmawiały posłuszeństwa, odzywało się płaskostopie. W ramach relaksu siadałam na schodach i zdejmowałam buty, żeby chociaż trochę ulżyć stop i je rozmasować. Ta katorga trwała około 10 godzin. Gdy po targach dotarłam do autobusu, zdjęłam buty i nie założyłam ich ponownie przez kolejne 4-5 godzin jazdy. O to moja historia 😉
Pewnego letniego dnia wybrałam się z siostrą na spacer. Wybrałyśmy się dość późno i jak wracałyśmy było już widno. Miałam ubrane koturny na czarnym cienkim paseczku. Był to długi spacer, a wracając chciałyśmy przyśpieszyć żeby nie iść w ciemnościach… No i takim szybkim marszem podeszwa od buta razem z paskiem się odkleiła…a do domu daleko ! Więc ściągnęłam oba buty i do domu wracałam…. boso 😉 Nie dość, że ludzie dziwnie patrzyli, to miałam poczucie jakbym z jakiejś imprezy wracała… 😀
Pozdrawiam 🙂
Rok temu szukałam butów na połowinki w szkole średniej. Nie było wyboru obuwia w moim małym mieście, postanowiłam zamówić parę przez internet. Nie byłoby w tym niczego niezwykłego, gdyby nie to, że moje wymarzone szpilki Kopciuszka przyszły o dwa rozmiary za duże! Do balu zostały trzy dni a ja nie wiedziałam co robić (wypchać sobie palce papierem?). Zaryzykowałam i włożyłam do środka po dwie podpaski, a by zbyt się nie ślizgać przymocowałam je plastrami haha
Najśmieszniejsze było to, że przetańczyłam w
nich całą noc, a nietrafione buty nie zepsuły mi
zabawy. Polecam ten pomysł każdej zdesperowanej księżniczce, którą zawiodą jej cichobiegi (pantofle!). Może moja historia nie zwaliła Was z nóg, ale mnie prawie (to był naprawdę szalony pomysł :p)
nikogo z nóg, ale mnie zdecydowanie.
Co tu dużo mówić, chyba nie ma na świecie takiej drugiej osoby jak ja, mającej problemy z butami na każdym kroku 🙂 często słyszę, że mogłabym być testerem butów 🙂 Rzadko zdarza mi się kupię idealne buty, które będą mi służyły długo i idealnie. Zacznę od tego, że mam jedną stopę krótszą od drugiej, przez co kupienie wygodnej i dobrze dobranej pary butów jest wręcz niemożliwe… Ale do rzeczy moją najniewygodniejszą parą butów były, a raczej są bo do dziś dnia leża w szafie 🙂 czarne buciki na obcasie kupione na studniówkę (oj kiedy to było:)) Jako, że lubię rozchodzić buty, to rozpoczęłam ten etap zaraz po ich kupieniu, jednak moje wymarzone czarne “szpilki” nie chciały ze mną współpracować. Od samego początku (mimo, że w sklepie było ok) “piły mnie”. Nic nie pomogło, ale skoro już je kupiłam postanowiłam iść w nich na studniówkę. Z trudem wytrzymałam poloneza-nie obyło się bez krwi- zaraz po zostały szybko przeproszone moje balerinki i to w nich przetańczyłam całą noc. Później próbowałam jeszcze kilka razy nosić moje czarne “szpilki”, ale za każdym razem było to samo, dlatego też od tego czasu praktycznie unikam takich butów (chodzę w butach sportowych :)), a moje znienawidzone buty leżą w szafie i na pewno już nie czekają na swoją kolej.
Najbardziej niewygodnymi butami w moim życiu były pierwsze kozaczki na obcasie. Mama nie zgadzała się żebym na co dzień nosiła buty na wysokim obcasie (byłam w gimnazjum), więc sama zaoszczędziłam (co nie było proste) na te wymarzone – czarne, skórzane do kolan, przód w lekki szpic i z tyłu wymarzona szpilka 🙂 Na nodze wyglądały cudnie, ale po kilkunastu minutach bolały mnie kostki i łydki, a podbicia stóp i małe palce paliły żywym ogniem (ten co projektował te buty chyba nienawidził kobiet :/ ). Jednak duma wzięła górę, przecież nie mogłam się przyznać, że to był głupi pomysł 🙂 męczyłam się w nich jakieś dwa miesiące, aż do momentu kiedy to wywinęłam orła na twarde kafelki na środku głównej nawy w kościele podczas niedzielnej mszy :p od tego czasu minęła już ładna dekada, a ja nadal mam te buty schowane głęboko w szafie, na pamiątkę swojej głupoty 🙂
Jestem wysoką osobą i jak to kobietki z wzrostem ponad 175cm zawsze marzyłam o butach na wyższym obcasie..jednak ze względu na poczucie “tyczki” oraz ze zdrowego rozsądku odmawiałam sobie takich przyjemności, aż do pewnego dnia! Zauroczona pięknymi zamszowymi kozaczkami skusiłam się na kupno! Postanowiłam je założyć na spacer w piękny słoneczny zimowy dzień, jednak moja radość nie trwała zbyt długo..ponieważ nie dość, że czułam się jak Gandalf przy Hobbicie to były źle wyprofilowane i strasznie bolały mnie stopy 🙁 więc zawróciłam do domu, po drodze walcząc z myślą, żeby je ściągnąć i wracać na boso !
Kozaczki wylądowały na szafie gdzie przezimowały, a w rezultacie zostały sprzedane zapewne innej męczennicy 😛 a ja wyleczyłam się z obcasów (na jakiś czas ;))
Moje najmniej wygodne buty sportowe są z Adidasa. Kupiłam je na allegro z myślą o ćwiczeniach na lekcjach w szkole. Do pewnego czasu były dobre, jednak zaczęły mnie obcierać i przy bieganiu na dworze podeszwa wręcz mnie pali. Zupełnie jakby buty kazały mi biec szybciej i szybciej. ;D
Mimo to, nie mogę sobie na razie pozwolić na nowe buty, więc może wkładki z Scholl pomogą mi rozwiązać problem szybko nagrzewającej się podeszwy.
Buty, buciki, buciczki… We wszystkich kształtach, barwach i rozmiarach (oczywiście bez tego, którego właśnie poszukujesz). Jedne bardziej wygodne, inne nieco mniej. Każde na inną okazję, jakie sobie tylko można wymarzyć. A wśród nich ja – najbardziej niewygodna para butów! *werble, tryumfy, ba dum tss*
Znudziły ci się nienaruszone powłoki skórne na stópkach? Już zapomniałaś, jakie to wspaniałe uczucie mieć odcisk na odcisku? A może po obejrzeniu seansu “iluśtam twarzy kogośtam” pragniesz przetestować kary cielesne, w najbardziej wyrafinowany sposób? Trafiłaś idealnie!
Jestem zwykłą parą butów. Wyglądam całkiem nieźle, niepozornie. Jednak nie daj się zwieść! W moich cieniutkich brzeżkach ukryte są setki szpilek, kamieni, czy czegoś wybitnie niewygodnego, które tylko czekają na to, aż oddalisz się wystarczająco daleko od domu, żebyś nie mogła wrócić i zmienić butów na inne. Wtedy rozpoczynają proces uprzykrzania życia do granic cierpliwości. Każdy krok staje się wyzwaniem życia. A może stawanie na palcach coś da…? Albo wypchanie ich chusteczkami? Cokolwiek? Ha, nie ma tak dobrze! Kiedy w końcu decydujesz się na powrót do domu w skarpetkach odkrywasz, jak wiele szkód udało się już wyrządzić! (i to nie tylko tych psychicznych) I nagle zwykłe, rozklekotane trampki wydają się być najbardziej wygodnym obuwiem na świecie. Rany goją się długo (te na duszy szczególnie). Tracisz zaufanie do mnie, ale i do moich następców. Nowe buty zaczynają ci się kojarzyć z męczarnią. Rozchodzenie butów? Nie, tylko nie to! Czyż nie brzmi wspaniale? 😀
Do napisania tego zainspirowała mnie treść konkursu, a konkretnie ta: “…której bohaterem będą najmniej wygodne buty…”. Może nieco zbyt dosłownie zinterpretowałam polecenie 😀 Ale opis bardzo dobrze pasuje do tych małych, niepozornych złoczyńców… Kupione na wesele, po okazyjnej cenie, na ostatnią chwilę. Wszystko pięknie. Do momentu, kiedy jakaś część w środku się przetarła (?) i zaczęła nieziemsko uwierać. Oczywiście, z dzielną miną trzeba było wytrzymać do takiej godziny, gdy większość jest zbyt upojona, by zwrócić uwagę na bosą niewiastę ^^ A ciemne blizny dalej zostały, przez co buciki te wraz z tytułem najbardziej niewygodnych i w ogóle okropnych wylądowały na dnie szafy. Bo może kiedyś jakaś “przyjaciółka” będzie chciała je “pożyczyć” 😛
Dziękuję za uwagę, od razu mi lżej! 😀
Hej, hej!
Otóż moja przygoda z najbardziej niewygodnymi butami jakie kiedykolwiek kupiłam odbyła się w dniu jednego z egzaminów w sesji letniej. Miał się on odbyć w miejscu gdzie komunikacją miejską docieram w jakieś 50 minut. Swoim zwyczajem wyszłam wcześniej na tramwaj “na w razie co”. No i właśnie, była awaria na linii tramwajowej i żaden pojazd nie przyjechał przez długi czas. Kiedy się wreszcie pojawił wiedziałam, że nie ma opcji, na pewno się spóźnię. Stojąc tak w tramwaju, przestępując z nogi na nogę, modliłam się aby tylko mnie wpuścili na egzamin, żeby nie musieć go pisać we wrześniu – nie z własnej winy. Dojechałam. Wysiadłam minutę po rozpoczęciu egzaminu, a przede mną jeszcze dobry kawałek drogi. Ruszyłam biegiem, pech chciał, ze założyłam nowo zakupione szpilki. Owe szpilki: czerwone, bardzo wysoki obcas + platforma, nie noszone ani razu, może nie zbyt dobre dla moich stóp, ani nie za wygodne, ale piękne!. Po kilku metrach wiedziałam, że na moich “szczudłach” nie mam szans tam dobiec, zdjęłam moje cudowne szpilki i ruszyłam ile sił w nogach boso na egzamin (trzeba było widzieć miny ludzi, widzących elegancko ubraną dziewczynę, ze szpilkami w rękach pędzącą z wywieszonym językiem przez chodnik i parking 😀 ). Dobiegłam i wparowałam z impetem, ciężkim oddechem i dumnie trzymanymi obcasami w dłoniach na salę.
W efekcie: wpuścili mnie na egzamin, którego nie zaliczyłam, miałam całe poobdzierane i pokrwawione stopy i moja chęć ładnego zaprezentowania się raczej miała efekt odwrotny od zamierzonego.
Tak oto wygląda moja historia z nieziemsko pięknymi butami, które nie są same w sobie wygodne (jak taki wysoki obcas może być wygodny?! Ale jak łamać sobie nogi to chociaż w świetnych szpilkach :P), a tym bardziej nie nadają się na szalony bieg.
Pozdrawiam! 🙂
PS: Już nigdy więcej nie założyłam, ani nie założę obcasów na egzamin 🙂
Najbardziej niewygodnymi butami okazały się dla mnie szpilki na studniówkę. Już podczas oficjalnej części marzyłam, by dotrwać do poloneza,a następnie je ściągnąć i zapomnieć o ich istnieniu.
Już któryś rok z rzędu kurzą się w szafie, chyba czekają właśnie na wkładki Scholl GelActiv 🙂
hmm.. gdy myślę o połączeniu słów “niewygodne”+ “buty” to przed oczami pojawia mi się piekne lato, niesamowity widok Tatr i ja, biedna owieczka która na spontanie w 2 h spakowała sie i pojechała w gory. Jako kobieta spakowałam szpilki, baletki, trampki, ba nawet kalosze, nie mam pojecia co wtedy myslalam ze bede robic jak dotre do celu, no chyba paradowac po krupowkach… W kazdym razie moi znajomi mieli inne plany, będziemy chodzic po gorach! bylam tak zaskoczona ze w krakowie podczas przesiadki pobieglam do galerii i kupilam pierwsze z brzegu trepy. oh jaka mam nauczke od tego dnia, zeby jednak interesowac sie metkami i ogolna opinia o firmach… w kazdym razie, buty byly sliczne jak na ciezkie trepki, ale juz pierwszego wieczoru moje stopy rowniez zaczely byc ciezkie i pogryzione przez owe piekności, okazalo sie ze sa sztywne, numeracja zanizona a w srodku powoduja przetarcia i skarpet i pięt :< przy warunkach gorskich ciezko zniesc takie niedogodnosci, juz drugiego dnia (jak czlowiek po 10 latach braku aktywnosci ma mega zakwasy) mialam giga bóle, bąble pekały z kazdym krokiem, przetarcia otwierały sie coraz bardziej i krew sączyla sie, Tatr nie znosilam za ich rozleglosc i urozmaicony teren. trzeciego dnia udawalam chora trzymajac stopy w goracej wodzie… moj chlopak pieklil sie ze przyjechal chodzic po gorach ze mna a nie ze bede teraz siedziec w pensjonacie.. z pomoca przyszla goralka ktora jak uslyszala moje marudzenie dala mi jedna ze swoich 10 par trepow, o rety, jaki to byl balsam dla moich nog gdy w nich dreptalam a osiaganie szczytow i napawanie widokami jeszcze bardziej mnie cieszyl. zrozumialam, ze warto w sklepie obuwniczym poswiecic troche czasu na przymiarki, ze numeracja numeracji nie jest rowna, ze wazne sa materialy z ktorych uszyte sa buty oraz ze marka X nie jest slynna i utrzymuje sie tyle lat na rynku z powodu dobrego marketingu a faktycznie jakosci produktu i czasem lepiej troche doplacic za buty na X lat niz kupowac takie ktore przetrwaja tydzien bo juz dluzej nie bedziemy mogli na nie patrzec. wnioski wyciagniete, a dzis stopy tylko pobolewaja od przetrenowania 😉
Było to rok temu, w jakże upalną czerwcową sobotę… Zakręcona ja, zaczęłąm wybieerać się na randkę z długoletnim kolegą. Pojechaliśmy 90 km przejść się po Rynku w Mieście: TARNÓW. Bylo tak pięknie, upalnie i taka zaaferowana tym wszystkim, że nie myślałam o niczym, a tym bardziej o butach, które to przyodziałam. Tak! Były to baleriny z jakiegoś rynku za 30 zł. Jak kolega powiedział, że będziemy spacerować po Rynku, spojrzałam na buty.. Bylo za późno. Stwierdziłam – Dam raaade! – Nie dałam. Chodziliśmy tak chyba ze 3km spacerująć, ja ze łzami w oczach i uśmiechem na twarzy… A on ciągle pytał co ja tak kuleje (i ten jego współczujący wzrok…), a ja musiałam udawać, że noga mnie boli, bo co się będę chwaliła mądrością, że założyłam MEGA niewygodne buty z bazarku :[ Jak tylko dotarłam spowrotem do domu – wyrzuciłam je do kosza na śmieci i tyle ich widziałam.
Moje najbardziej niewygodne buty kupilam w 2006 roku – pamiętam bo jechałam z moim mężem, a wtedy chlopakiem na pierwsze wspólne wesele do jego rodziny, musiałam wyglądać świetne. Buty jakie kupilam byly zarazem jaladniejsze, najdroższe i najbardziej niewygodne jakie mialam w zyciu. Mimo, ze nie dało sie w nich chodzic wyrzucilam je dopiero w 2014 roku… Byly takie sliczne:-) Czasem zakladalam je, postalam chwile przed lustrem i odkladalam je na miejsce… Takie sliczne ehhh 😉
Witaj Tipsy !
Piszesz cudownego bloga! Jestem z Tobą od stycznia i cieszę się ,że sa takie osoby jak Ty ,które mają taką siłę w sobie do motywowania innych ludzi.Zawsze miałam dużo wspólnego ze sportem ,jednak od pewnego czasu brakowało mi takiego porządnego kopa w tyłek , którego dostałam od Ciebie !! 🙂
Uwielbiam ten moment, kiedy wchodzę na Facebook’a i widzę, że dodałaś nowy artykuł. Tyle ćwiczeń, przepisów i MOTYWACJI w jednym miejscu ! Cudownie ! <3 Dzięki Twoim pomysłom na trening widzę już efekty. Kilka cm w dół i przede wszystkim mnóstwo motywacji dla siebie i moich koleżanek ! Dzięki Tobie codziennie się uśmiecham ! ( znowu ) 😀 Miałam złe dni..Ty odmieniłaś moje życie ! 🙂
Ale ja nie o tym hihi, jak zawsze się rozpisałam 🙂
Wchodzę jak zawsze na fejsbusia a tu konkurs. Myślę " co stracę " . A właśnie nic nie stracę , a wyżalę się hihi .
Hmmm.. najgorsze buty. Buty ,które mnie zawiodły… Było ich mnóstwo. Nie mówię o pantofelkach z bazarku. Chcę Ci opowiedzieć moje cierpienia z obuwiem z jednych z najlepszych marek .. Nike 😀 moja przygoda achh od czego zacząć.
Jak wyżej wspomniałam zawsze siedziałam w sporcie hihi. W podstawówce dołączyłam do klubu sportowego, wybrałam koszykówkę.
Do gry w "kosza" musza być buty wysokie, usztywnione. Od samego początku nie miałam takich. Chciałam mieć takie jak koleżanki, żeby zaszpanować, być takim cool . Szczerze nie pamiętam co wtedy myślałam. Troszkę lat zleciało..
Dwa lata temu ( pod koniec 2gimnazjum) namówiłam mojego kochanego tatę, aby kupił upragnione "najeczki" . Długo szukałam swojego rozmiaru ( ogólnie jestem mała ..:/ ) bo w kosza grają olbrzymy. Odnalazłam rozmiarówkę junior hihi.
Tata zamówił, zostało mi czekać . Oczekiwałam na nie prawie dwa miesiące. Przyszły ! Nawet się przyznam , że ze szczęścia spałam z nimi 😀 Podziw w oczach koleżanek z drużyny i trenerki gwarantowany 😀 Buty okazały się być BARDZO sztywne. Miały straszne płaską podeszwę.. Myślałam, że rozejdą się.
Po kilku miesiącach trenowania w nich codziennie okropnie … dotarły się. Nawet za bardzo 🙁 Po bokach popękały a język tak bezlitośnie obtarł mnie do krwi.. mój błąd, za krótkie skarpetki.. Długo walczyłam z bliznami.. Ścięgno Achillesa do dziś mam znamię :/ Nie mówiąc o brzydkim zapachu wkładek. Próbowałam chyba wszystkiego.. a tu zapachy, pranie , odświeżacze …NIC.
Niestety musiałam zrezygnować z gry w klubie. Poniekąd zrezygnowałam ze sportu.. ale to już inna historia. Do dziś jestem nauczona ćwiczeń w wysokich butach no i w tych "najkach" . Kompletnie nienawidzę zakładać ich na nogi.. Moje stopy tak wtedy cierpią.. Ale cóż sama chciałam. Morał tej bajki jest krótki i znany 😀
Nalegam przemyśleć zakup czegokolwiek przez internet tysiąckroć !! Nieważne jak bardzo cel na zdjęciu jest idealnie przedstawiony. Wszyscy znamy fotoszopy i retusze. Najlepiej przymierzyć i zastanowić się czy nasz upragniony cel jest wart tak dużych pieniążków, pamiętajcie kobitki :*
W takim razie Tipsy opowiedziałam Ci historię mojego życia 😀 A wiesz , że nawet mi lepiej na serduszku 😀 Niestety nie mogłam nikomu się pożalić, że popełniłam błąd przy zakupie ;/
Pozdrawiam Cię gorąco Tipsi !
Powodzenia w prowadzeniu tego cudownego bloga! Dziękuję Ci za wszystko <3
Męczyłam się??!! O tak! Zdecydowanie! Ale tak to już jest jak się ląduje w sylwestrową noc na balu gdzieś pośrodku Kaszub, 90 km od domu w dwóch lewych butach 😀
Dzień przed sylwestrem zawszę buszuję razem z siostrą po sklepach, by upolować jakąś kreację. Kto jak kto, ale siostra prawdę o wyglądzie w danej sukience zawsze powie. Tego dnia zwabiła nas również wystrzałowa oferta sklepu z obuwiem. Po kilku kwadransach wypełzłyśmy ze sklepu z torbami i jedną parą taki samych butów. Odpowiednio w 37 oraz 36 rozmiarze. W tamtym momencie nic nie wskazywało nadciągającego kataklizmu…..
W ostatni dzień roku o pranku mieli przyjechać po mnie znajomi, oczywiście okazało się że pojawili się o jakieś 2h wcześniej niż się umawialiśmy no i upchanie torby oraz wybór ostatecznej kreacji musiał się odbyć znacznie szybciej i gwałtowniej niż planowałam 😛
Ironia losu i temat przewodni wieczornej imprezy towarzyszył nam od samego początku pobytu w ośrodku…. Brak wody, nieogrzane pokoje, kłopoty z prądem, cały urok PRL-u… Kiedy wydawało się, że już wszystkie kłopoty są za nami i ja jako ostatnia miałam już wskoczyć w buciki i biec do sali, okazało się że coś z butami jest nie tak… Czubki profilowane w tą samą stronę, a jeden jakby większy od drugiego… po kilku przymiarkach każdego z butów na każdą nogę, nagle mnie olśniło że ów nieszczęsne 2 pary tych samych butów zakupionych dzień wcześniej stały obok siebie na półce i że…… tak…. przypadkiem zgarnęłam jeden lewy swój 36 oraz jeden lewy siostry 37. Niestety butów na zmianę brak, a wszystkie dziewczyny mogły się pochwalić rozmiarami zaczynającymi się od 37 w górę… Wiele nie rozpaczając, wykazując się zaradnością napchałam waty do większego buta, założyłam go na swą prawą nogę i po kilku obejściach po pokoju cedząc przekleństwa przez zaciśnięte ze złości zęby ruszyłam dziarsko w kierunku sali. W ów zestawieniu wytrzymałam do 23, nie wzbudzając najmniejszych podejrzeń. Jednak kiedy po kolejnym drinku opowiedziałam o swym wyczynie koleżance moja historia obiegła salę z prędkością światła i każdy kto nie mógł w to uwierzyć chciał koniecznie zobaczyć to na własne oczy. W sumie całe zajście miało więcej dobrych niż złych skutków, więc nawet miło je wspominam. Od tamtej pory zawsze zanim spakuje buty sprawdzam je dwa razy 😉
Był piątek a ja miałam zaplanowane wieczorne wyjście z koleżankami. Dzień wcześniej kupiłam sobie piękne czarne szpilki na bardzo wysokim obcasie. Oczywiście chciałam wyglądać jak najładniej więc ubrałam nowiutkie buty i czułam się strasznie sexi dopóki nie zaczęłyśmy chodzić naprawdę dużo. Z każdym krokiem było coraz gorzej, stopy miałam całe w pęcherzach… koleżanka chcąc mnie poratowac pożyczyła mi na jakiś czas swoje trampki a ubrała moje szpileczki, co to była za ulga! Ale że szpileczki szybko jej się znudziły a ja nie mogłam ich znowu założyć do domu wróciłam na bosaka… ukochanych szpilek nie wyrzuciłam, udało się je rozchodzic i są wygodne (na krótkie dystanse 😉
Cóż, pewnego pamiętnego dnia, idąc przez centrum handlowe moim oczom ukazały się piękne, biało fioletowe adidasy. Pomyślałam, idealne, wprost doskonałe do biegania! Ruchem jednostajnie przyspieszonym udałam się do owego sklepu, przymierzyłam (idealne!) i pobiegłam do kasy. W domu pospiesznie przyodziałam się w strój sportowy nałożyłam najnowszą zdobycz i…. już 3 minuty po wyjściu z domu, zdałam sobie sprawę, że moje perfekcyjne buty nie są tak perfekcyjne jak Małgorzata Rozenek. Moja ulubiona trasa mijała niczym jak droga do piekła po rozżarzonych węglach, tłuczonym szkle i gwoździach. Po 1 kilometrze miałam wrażenie, że moje palce przebiją się górą buta, aby tylko się wydostać z tego śmiertelnego środowiska. Jeszcze kolejny przyprawił mnie o migotanie komór, a przy 3 (ostatnim) zawróciłam do domu pędząc co sił w nogach, i nie dlatego, że byłam zmęczona, ale moje nogi skwierczały. Obawiałam się o ich samozapłon. Po powrocie do domu, ba zdjęciu tych diabelskich pomiotów, moje nogi dochodziły do siebie przez godzinę w wannie chłodnej wody. Nigdy w życiu więcej!
Najmniej wygodne buty to bez wątpienia buty, które kupiłam ok. rok temu w CCC za 90 zł.Miały one przeznaczenie sportowe, w sklepie wydawały się dobre, ponieważ cena niezbyt wysoka, a do moich domowych treningów by w zupełności wystarczyły. Jednak już po 1 treningu miałam odciski, które sprawiały dyskomfort w chodzeniu i dalszych ćwiczeniach. Przestałam je używać, ale dzięki wynalazkowi firmy Scholl mogę dać im kolejnom szanse.
Coz moze nie bedzie to najbardziej kreatywny komentarz ale
kupilam sobie buty w Polandii na Sylwka po pol gdziny okazalo sie ze nie wygodne ale jako ze innych nie mialam to musialam przecierpiec cala noc. Buty pieknosci sa ale kurcze dol stopy to myslalam ze mi wypali taki ogien piekielny bol byl. jak wracalam do domu mimo tego ze bol lagodzilam alkoholem to nie moglam juz isc wiec moj braciszek cudowny zatrzymal mi takse praktycznie wbiegajac panu pod kola. No ale dobra pan sie w pore zatrzymal a ja za cene polowy nowych butow dojechalam do babci mojej ukochanej gdzie akurat sie zatrzymywalam. Po wszystkim przez nastepne pare dni stopy bolaly i nie moglam normalnie chodzic. Butki sylwestrowe stoja w domku jako ze mam stracha ze znow bez bolu sie nie obejdzie.
Dziekuje dobranoc 🙂
Jak wiele kobiet kocham buty. Zawsze uwazalam, ze mam ich za malo 😉 Jednak nawet 14cm szpilka nie sprawia mi takiego dyskomfortu jak buty, do ktorych jestem zmuszona w pracy. Musza to byc bezpieczne buty i podobno wygodne gdyz praktycznie 8h stoje badz chodze. W teorii moze i tak jest w praktyce wyglada to okropnie. Nie dosc, ze moje nogi zaczely sie strasznie pocic to przy kucaniu zaczynaja bolec mnie stawy. Nie chce tu narzekac na prace gdyz bardzo ja lubie. Zwlaszcza ze w dni “chodzone” przemierzam dobre 15km. Wiec mam tu dodatkowa porcje cwiczen. Chcialabym miec rowniez mozliwosc przetestowania tych wkladek w “extremalnych” warunkach jakimi jest moja praca i podzielenie sie z Toba moimi wrazeniami. Pozdrawiam i z niecierpliwoscia czekam na wyniki. 🙂
Cześć Tipsi, nie komentowałam jeszcze żadnych Twoich postów ani nie brałam działu w żadnym z Twoich konkursów bo ‘ślędzę Cię’ dopiero od niedawna. Niestety chyba tak jak każda z nas też udało mi się trafić na niezwykle niewygodne i dość nietrafione buty. Od przynajmniej miesiąca rozglądałam się za fajnymi i wygodnymi botkami albo sztybletami bo też jestem studentką a kocham adidasy i trampki za ich niezwykłą wygodę i uniwersalność 🙂 w końcu stwierdziłam że pasowałoby przestać odstawać od koleżanek z grupy i ubierać się bardziej elegancko. Botków szukałam wszędzie, w sieciówkach, w necie, na straganach…niestety wszedzie to samo badziewie które ani nie wygląda dobrze ani wcale wygodne nie jest. Oczywiście mam na myśli obowie z tzw eko skóry, bo na typowo skórzane chwilowo nie było mnie stać. Kiedy juz upatrzyłam jakieś niedrogie i dobrze wyglądające buty a mianiowicie te : http://born2be.pl/czarne-botki-black-boots-cut-out-hannah, byłam wbiebowzięta bo wreszcie jakieś buty wygladały w miarę dobrze i były w przystępnej cenie. Zaryzykowałam i zamówiłam, przyszły bardzo szybko bo dwa dni po zamówieniu już je miałam na nogach. W rzeczywistości wygladaja troszke inaczej niż na zdjęciu ale oprócz tego że okazały się mega niewygodne ( może tylko dla mnie po przejściu z wygodniutkich adidasów na obcasowe coś ) to miały jedną główną wadę: strasznie śmierdziały i śmierdzą jakąś chińską gumą i klejem i niestety nie moge się tego zapachu w ogóle pozbyć. Po założeniu ich na jedne zajęcia nie dość że ledwo dotarłam do domu bo oczywiście obtarły mi się u obu stópek dwa małe paluszki ( po czym pojawiły się mega bąble w dodatku strasznie bolące), stopa i skarpetki a nawet część leginsów schowana w bucie przesiąkły mi wcześniej wspomnianym smrodem. Stopa wogóle nie oddychała, a w dodatku jeszcze ten jeden wypad skonczył się bólem stawów skokowych, bo oczywiście buty nie mają zbyt dobrej amortyzacji i moje nogi bardzo oberwały. Niestety butów nie mogę odesłać bo razem z mamą chłopaka wpadłyśmy na genialny pomysł jak pozbyć się zapachu butów i spryskałyśmy je dezodorantem Shoola który miał być do butów a okazał się być do stóp 🙂 bo przyszła teściowa pomyliła buteleczki. Niestety drobne ślady pozostały i buty też u mnie muszą zostać. Ogólnie gdyby nie zapach i mały komfort chodzenia byłyby ok ale cóż 🙁 No oczywiście póki stopy mi się nie wyleczą wróciłam do ukochanych adików. Tak wygląda moja historia, może jest troche śmieszna ale morał z niej taki: nie próbuj na siłe chodzić w butach w których od początku coś nie gra.
Pozdrawiam, Ola
Moja historia z niewygodnymi butami miała miejsce NIESTETY w najpiękniejszym dniu w moim życiu czyli w dniu naszego wesela
Moja historia z niewygodnymi butami miała miejsce NIESTETY w najpiękniejszym dniu w moim życiu czyli w dniu naszego wesela
Chyba każdej z nas zdarzyło się kupić niewygodne buty. Najczęstszy powód? Kusząca cena na promocji lub nadzwyczajna uroda butów 🙂 I mnie niestety udzieliło się takie zaślepienie. W zeszłym roku potrzebowałam czarnych balerinek, które będą zarówno eleganckie jak i nadające się do stylizacji ze zwykłymi jeansami. Hurra, znalazłam! Na początku bardzo mnie obcierały, jednak myślałam, że tak po prostu jest z nowymi butami. Poza tym jak takie śliczności oddać z powrotem do sklepu? W końcu we wrześniu wyjechałam do Wrocławia na parę dni i przezornie spakowałam nie tylko trampki, ale i nieco lżejsze obuwie- właśnie owe balerinki. We Wrocławiu upał, niesłychane jak na wrzesień. Jako, ze był to mój pierwszy pobyt w tym mieście postanowiłam wraz z chłopakiem wybrać się na całodzienne zwiedzanie, niestety w balerinach… Tak zaczęły mnie obcierać, że kulałam przez cały dzień! Gdyby nie to, że zaczęło strasznie padać przez co wszędzie było raczej błotniście to chyba chodziłabym na boso. Nikomu nie życzę takiego zwiedzania 😉
Buty nadal leżą w szafie. Kto wie, może z takimi wkładkami ujrzą jeszcze światło dzienne?
Jestem butoholiczką, zakupoholiczką z resztą też! Uwielbiam bawić się modą i wymyślać stylizację, jak już coś sobie w tej głowie ułożę – MUSI tak być i koniecznie trzeba to w takiej konfiguracji założyć. Tak też na weekendowy wypad do innego miasta spakowałam kilka kompletów ubrań, imprezowy składał się z sukienki, jeansowej kurtki i sandałków na obcasie 🙂 rzecz tyczy się ów sandałków ponieważ mam dosyć duży rozmiar buty tj. 40 a bardzo wąską stopę, stópki troszkę wylatywały mi z obuwia, jak to na imprezie, zajęta dobrą zabawą nie zwracałam na to szczególnej uwagi, ot co, co jakiś czas poprawiłam buty, by dobrze się prezentować. Następnego dnia okazało się, że mam idealnie pod linijkę strupki na obu stopach na wszystkich pięciu palcach wzdłuż – i czego się nie robi dla stylizacji!?
To było 8 lat temu. Kupiłam super buty trekkingowe, przed wyjazdem na obóz w Bieszczady przetestowane jedynie na krótkich trasach. Pech chciał, że po 2dniach całodniowego chodzenia moje stopy były tak zmasakrowane, że z 10dniowego obozu po 2dniach musialam zrezygnować, a leczenie nóg trwało ponad miesiąc. Całe szczeście, że to były wakacje i można było chodzić w sandałakach, bo żadne inne obuwie nie wchodziło w grę 😉 Kto wie, może z wkładkami byłoby inaczej:)
Hej 🙂 Chciałabym się z Tobą podzielić swoją historią o szczęśliwych (rozwalonych) butach.
Sytuacja wydarzyła się na prawdę 😀
Kilka lat temu wybrałam się na spontanie razem ze znajomymi w góry z Krakowa do Zakopanego. Tego dnia pogoda była wyjątkowo piękna jak na marzec. W Krakowie było tak ciepło, że ludzie chodzili w krótkim podkoszulku. Po spakowaniu się miałam pewne wątpliwości co do butów jakie założyć żeby noga się nie męczyła podczas dłuższej wędrówki. Wiadomo, że po zimie byłam przyzwyczajona do butów ocieplanych. Po chwili namysłu zabrałam do plecaka zwykłe adidasy, lekko rozlatujące się i drugie, w lepszym stanie, które założyłam.
Gdy już dojechałam razem ze znajomymi poszliśmy pieszo (ok. 5 km) do Kuźnic a następnie ruszyliśmy w kierunku Kalatówek. Będąc już prawie u celu poczułam, że dziwnie mi się idzie 😀 Czułam pod nogą każdy kamyk. Jakież było moje zdziwienie gdy zobaczyłam że mam na pół pękniętą podeszwę (i to w tych lepszych butach 😀 ). Gdy to moi znajomi zobaczyli nie wiedzieli co teraz zrobić. Kolega (niesamowity przystojniak, który mi się od zawsze podobał, ale któremu wstydziłam się o tym powiedzieć, bo wiedziałam że nie jestem w jego typie) powiedział że może mnie ponieść kawałek do miejsca gdzie będę mogła przymierzyć jego zapasowe buty, ponieważ na szlaku był lekki tłok. Jak o tym wspomniał pomyślałam sobie, że w sumie czemu nie (jak można odmówić niesienia przez faceta!) i nie przyznałam się, że mam dodatkową parę. Ciężko było wytrzymać nie śmiejąc się, gdy mnie tak niósł 😀 (od razu powiem, że nie ważę wiele, a przynajmniej tak mi się wydaje).
Po jakimś czasie rozłożyliśmy koce. Zmachany kolega wyciągnął z plecaka swoje buty o jakieś 3 numery większe. Ja z wielkim bananem na twarzy powiedziałam, że sobie własnie przypomniałam o dodatkowej parze. Trochę się kolega zmieszał po czym rzucił się na mnie przewracając mnie na plecy. Pierwsze skojarzenie “chce mnie udusić”, ale w tym momencie wybuchnął śmiechem. Gdy już się uspokoiliśmy po raz pierwszy mnie pocałował. Z chłopakiem jestem do dziś, a szczęśliwe buty zachowałam. Jak można wyrzucić taki skarb 😀
Pozdrawiam Cię serdecznie 🙂
Ostatnimi czasy kupiłam obuwie sportowe w popularnej sieci sklepowej . Robaczek supermarketowy ten przyniósł mi zgube. Buty okazały się ciasne chociaż odpowiadały mojej numeracji stopy. Mało tego , po blisko tygodniowym użytkowaniu…zapleśniały w środku , a dokładnie wewnętrzna wkładka. A zapach ? Bardzo dbam o higienę stóp , możne nieznacznie mam na nich pukcie bzika:-) , ale dzięki temu obuwiu śmierdziały przeokropnie. Jedyne co można uznać na plus to ich kolor – fioletowy róż. Buty zapewniły mi dziwne tkankowe narośla i mnóstwo nieprzyjemności. A nosiłam do nich nawet żelowe wkladki (tylko , że nie firmowe:-) ) . a i to nie przyniosło ulgi ….
Hej !
Odpowiadając na konkursowe pytanie, najmniej wygodnymi butami jakie w życiu kupiłam były właśnie trampki. Zupełnie jak Ty – uwielbiam ! w nich chodzić. Praktycznie do wszystkiego pasują, czy do sukienki, czy na spotkanie, wyjście ze znajomymi albo koncert. Niestety mam dość ciężki chód, a moja stopa w zetknięciu z podłożem zaczyna od pięty, w związku z czym w bucie szybko robią się od wewnątrz wgłębienia, co sprawia, że moja stopa jest zwykle obolała i czerwona. Nie raz przez to robił mi się okropny bąbel, dla tego zainteresował mnie ten konkurs. Myślę, że z wkładkami Scholl GelActiv™ codzienne życie z trampkami stało by się czystą przyjemnością i już nigdy nie musiałabym martwić się o bóle i zaczerwienienia stóp spowodowane płaską podeszwą tego ukochanego buta ! 😀
Pozdrawiam ! 🙂
Najmniej wygodne buty? Z moim rozmiarem ( 41 ) są praktycznie wszystkie buty na wysokim obcasie. Zawsze kupowałam buty w sklepach typu CCC czy Deichmann, jednak każda para, która założyłam na siebie od razu lądowała na dnie szafy…. Postanowiłam więc kupić szpilki z jednej z droższych firm mianowicie Gino Rossi. Pobiegłam szczęśliwa do sklepu, wybrałam przepiękną parę szpilek ( przy moim wzroście nie mogą być one zbyt wysokie, więc szpilka ma może 8 cm ), zostawiłam 500 zł i następnego dnia się załamałam. Wiem, że buty ze skóry potrzebują czasu na dopasowanie się do nogi jednak to już była masakra. Dzień po zakupie miałam randkę z chłopakiem w dość wystawnej restauracji – wiadomo skoro chłop zabiera Cię w takie miejsce to trzeba się ładnie ubrać. Wciągnęłam na siebie śliczną długą sukienkę, szpileczki i poleciałam do samochodu. Już po 5 minutach moje nogi płonęły! Palce strasznie bolały, ledwo mogłam stać a co dopiero w nich chodzić! I w tym właśnie momencie się załamałam. Zawsze miałam tak z butami, które kosztowały max. 100 zł i liczyłam na to, że porządne buty wyeliminują ten problem…. Randka niestety szybko się skończyła, gdyż nie byłam w stanie wytrzymać w tych obcasach – na szczęście teraz z partnerem się z tego śmiejemy – buty nie przeszkodziły w dalszym rozwoju “sytuacji”, ale zdecydowanie były to najmniej wygodne buty jakie miałam na sobie.
Wszystkie komentarze są na razie widoczne tylko dla mnie 🙂
Już mi się podobają Wasze odpowiedzi. Łączy je bezwzględna miłość do butów. Nawet tych niewygodnych.
Powodzenia 🙂
Moje pierwsze buty sportowe jakie kupiłam miały mi służyć do gry w piłkę nożną na hali. Pierwszy trening wiadomo rozchodzą się trzeba swoje przeboleć. Niestety z każdym kolejnym treningiem buty były tak samo nie wygodne jak za pierwszym. Ocierały, były zbyt ciężkie, dodatkowo ten zapach… No i stało się kontuzja się odnowiła i tak od paru ładnych miesięcy buty leżą w szafie. Ja po zabiegu, teraz tylko czeka mnie rehabilitacja i kupno nowych butów…
Hejka tipsi:) moimi najniewygodniejszymi butami były, czółenka… 🙁
Piękny wiosenny poranek i ja w zupełnie nowiutkich butach. Zaczyna się pięknie. Wysiadam z samochodu i pierwszy raz zakładam w “teren” nowe szpile (czółenka xD). Gniotą, cisną ale obcas lśni zaj**istostością więc są godne cierpienia! Dreptam tak więc w stronę uczelni z ciężkim oddechem i kroplą potu na czole, na ustach nie pozostawiający złudzeń uśmiech. Idę już chyba dobre 300 metrów i pojawia się ON, wyskakuje znikąd! Mój Boski “świeżak” bo zaczęliśmy się spotykać niedługo wcześniej. Mina na twarzy zdecydowanie się rozpromieniła i a i stopy zdążyły zapomnieć o cierpieniach które znoszą. Energia, rozpiera, robię szybsze 3 podbiegi w jego stronę i TRAAACH! I już leże na chodniku.. Obcas pękł. W głowie się kręci, chłopak przerażony ale mimo siniaka na kolanie i ogólnego poturbowania jakoś bardzo mnie nie martwił ten stan, bo “Boski” organizował pomoc, brał w ramiona i trzymał za rękę. Opieka full serwis xD O ja biedna ];> Buty nadawały się co prawda już tylko do śmietnika (lub do reklamacji) ale psikus który mi zrobiły dodały trochę ognia i przygód do trwającego do dziś związku xD Pozdrawiam xD
Pierwszy efekt to pierwsze spojrzenie no i stało się!! Zakochałam się po uszy w przepięknych i oczywiście meeeega wysokich kozakach…. Zamówione zapłacone i przyszły! Takie jak ze zdjęcia przecudne i jakże…..niewygodne ;/ Chodę w nich nadal “dzielnie” ku chwale szpilek!! 😀 to smutne że dwa dni po wyjściu w tych butach mam koślawe i bolące nogi ale jakie one łannne 🙂 Miło by było żeby były nadal piękne i tak samo wygodne 🙂
Całusy 🙂
Hej , trafiłam przypadkowo na ten post , i postanowiłam opowiedzieć swoją historie z niewygodnymi butami .
Jestem 17-letnią nastolatką, która postanowiła zdobyć swoje pierwsze buty na obcasie. Moje wymagania nie były zbyt wielkie stawiałam na czarne , klasyczne , matowe . Szczęśliwie trafiłam na takie w taniej odzieży tzw `second hand ` nie jestem uprzedzona do tego rodzaju sklepów , uważam że jest to dobra alternatywa dla osób poszukujące własnego stylu , nie wydając przy tym wielkich pieniędzy można upolować naprawde świetne ciuchy ! 🙂
wracajac do butów , kupiłam czarne matowe idealne jakie chciałam ze szpiczastym przodem ,ok 10 cm obcas, wydałam na nie tylko 30 złotych , przy czym but nie był zniszczony wręcz nowy , z naklejką pod spodem.
Ucieszona jak nigdy moim ` wielkim ` zakupem wróciłam do domu (pragne podkreślic że to obuwie przmierzałam w sklepie ).Byłam najszczęśliwsza mając moje pierwsze buty na obcasie , które kupiłam sama !
Niestety gdy je przymierzyłam w domu okazało się że są niezmiernie niewygodne , przymierzajac je w sklepie było wszystko okej, lecz niestety w domu tragedia 😀
Moja mama była chyba jeszcze szczęśiwsza moim zakupem ponieważ szukała takich samych butów , przygoda skończyła się na tym że chodzimy w nich na zmiane , przy czym ja wkładam wkładki dzięki czemu są świetne oraz co najważniejsze wygodne !
oto moja historia z pierwszymi butami na obcasie która byłą jednocześnie zabawna , i mająca szczęśliwe zakończenie. 🙂
pozdrawiam Aleks .
Hej , trafiłam przypadkowo na ten post , i postanowiłam opowiedzieć swoją historie z niewygodnymi butami .
Jestem 17-letnią nastolatką, która postanowiła zdobyć swoje pierwsze buty na obcasie. Moje wymagania nie były zbyt wielkie stawiałam na czarne , klasyczne , matowe . Szczęśliwie trafiłam na takie w taniej odzieży tzw `second hand ` nie jestem uprzedzona do tego rodzaju sklepów , uważam że jest to dobra alternatywa dla osób poszukujące własnego stylu , nie wydając przy tym wielkich pieniędzy można upolować naprawde świetne ciuchy ! 🙂
wracajac do butów , kupiłam czarne matowe idealne jakie chciałam ze szpiczastym przodem ,ok 10 cm obcas, wydałam na nie tylko 30 złotych , przy czym but nie był zniszczony wręcz nowy , z naklejką pod spodem.
Ucieszona jak nigdy moim ` wielkim ` zakupem wróciłam do domu (pragne podkreślic że to obuwie przmierzałam w sklepie ).Byłam najszczęśliwsza mając moje pierwsze buty na obcasie , które kupiłam sama !
Niestety gdy je przymierzyłam w domu okazało się że są niezmiernie niewygodne , przymierzajac je w sklepie było wszystko okej, lecz niestety w domu tragedia 😀
Moja mama była chyba jeszcze szczęśiwsza moim zakupem ponieważ szukała takich samych butów , przygoda skończyła się na tym że chodzimy w nich na zmiane , przy czym ja wkładam wkładki dzięki czemu są świetne oraz co najważniejsze wygodne !
oto moja historia z pierwszymi butami na obcasie która byłą jednocześnie zabawna , i mająca szczęśliwe zakończenie. 🙂
pozdrawiam Aleks .:)))
Niestety mam rozmiar butów 41 a czasem 42 co wiąże sie z tym gdy mam zamiar sobie kupić oryginalne buty muszę kupować te droższe…
Pewnego dnia gdy byłam na zakupach z chłopakiem znalazłam takie słodziutkie różowe buty z adidasa
musiałam je mieć też cena była wyjątkowa bo tylko 130zł 😀
niestety okazały sie troszeczkę za małe a rozmiar którego ja potrzebowałam kosztował już 230zł
Nie mogłam je tak zostawić i je kupiłam 😛
Chodzę w nich lecz czasami uciskają mnie w noge 😛
Historia krótka i niejednej z nas znana. Mój mężczyzna zabrał mnie na romantyczny spacer w dzień walentynek. Z okazji braku śniegu oczywiście trzeba było dobrać do sukienki śliczne szpileczki, niestety śliczne ale niewygodne. Na moje nieszczęście spacer zaczęliśmy od parkingu którego kostka brukowa była bardzo nierówna, potem duża liczba schodów prowadzących do parku a na koniec spacer po żwirowej ścieżce która dodatkowo opadała w dół. Nogi po 10 min spaceru były wyczerpane. Bolały mnie łydki a stopy wołały na ratunek. Jakby tego było mało postanowiliśmy zawiesić kłódkę na moście. Niestety między deskami mostku było dużo przestrzeni, było ciemno a nogi były bardzo bezwładne. Obcas osunął się między deski i usłyszeliśmy ciche chlupnięcie. Zorientowałam się, że pierwszym co wrzuciłam do wody nie były klucze od zamkniętej kłódki na poręczy mostku ale mój obcas ;( Nie warto było płakać nad rozlanym mlekiem, więc mój ukochany romantycznie połamał mi obcas w drugim bucie 😀 Zostało tylko wrócić do domu, rozmasować obolałe nogi i zjeść kolację. A od teraz preferuje botki, koturny.. wszystko lepsze od 15 cm szpilki 😀
Hej Tipsi. Moja przygoda z najgorszymi butami przytrafila mi sie na moje 18-ste urodziny. Wiadomo jak to na 18stke chcialam wygladac jak najlepiej. Chodzilam po sklepach w poszukiwaniu idealnych butow. I nagle… buum zobaczylam na polce idealne buty. Czarne zamszowe szpilki z paseczkiem na kostce. Byly cudowne ale niestety az 15cm szpilka 🙁 przymierzylam i coz wygodne nie byly. Patrzylam na nie z pol godz i zastanawialam się czy je kupić. Z kazda chwila zakochiwalam się w nich coraz bardziej. Mimo ze byly tak niewygodne to nie moglam im sie oprzec i je kupilam. W dniu 18stki aby choc trochę polepszyc komfort noszenia tych butow wlozylam do nich wate kosmetyczna. Efekt byl w miere zadowalajacy. Przetanczylam w nich tylko kilka godzin wiecej nie dalam rady. Na drugi dzien nogi mialam cale w odciskach,nie moglam w ogole chodzic. Ale zachwyt moich kolezanek gdy zobaczyly mnie w tych butach ,a takze moje zadowolenie były warte poświęcenia:) teraz te buciki leza na polce i sluza mi jedynie do ich poogladania i powspominania. Nigdy juz nie odwaze sie ich zalozyc, moje nogi by tego drugi raz nie przezyly 😉 😉 😉
Pozdrawiam 🙂
Witam ❤
To bylo tak. Przechodzilam obok sklepu ze sportowym sprzetem ogladalam zza szyby, nagle dostrzeglam cudo. Piekne, nowe, idealne wrecz obuwie. Weszlam do sklepu i bez chwili zastanowienia kupilam moje cudenka. Niestety juz nastepnego dnia poczulam na wlasnej skorze, a w sumie ne kosci jaki blad popelnilam. Buty przy pierwszym treningu obtarly mi cale nogi, ale to nic. Tlumaczylam sobie, ze nowe. Lecz bieglam podczas treningu i poczulam straszny bol w kostce i sriodstopiu. co sie pozniej okazalo mialam naderwane sciegno w nodze i powazne problemy ze stopa. Lecz tak kocham te buty, ze nia mialam serca ich wyrzucic. Mam nadzieje, ze te wkladki pomoga i bede wkoncu mogla cieszyc sie swoimi butami tak jak powinnam.
Miłośniczka butów wielka
Zakupiła dziś czółenka.
Najpiękniejsze w świecie były
jednak piękne nóżki wyły.
Suknia piękna już wybrana,
biba miała trwać do rana.
Jednak chodzić coraz gorzej
trzeba było wybrać mądrzej..
Partner nalega i prosi
niech do tańca ktoś się zgłosi!
Ona siedzi w kącie smutna
no bo prawda jest okrutna –
butów dobrać nie umiała
teraz musi cierpieć mała.
Jak wiele kobiet kocham szpilki. Ale zdecydowanie za to, jak wygląda w nich noga, za to, ze dają możliwość takiego malutkiego, wizualnego oszustwa, nie za jakikolwiek komfort związany z ich noszeniem.
Miałam gorszy dzień, na pocieszenie zaczęłam przeglądać buty na niebotycznie wysokich obcasach, buty, których jak myślałam i tak nigdy bym nie założyła.
Trafiłam na piękne czółenka, szpilka 16cm, zaczęłam rozplywac się z zachwytu. Znajomi zajrzeli mi przez ramię i zaczęli kpić – “przecież zabilabys się w tych butach, nie umialabys przejść w nich kroku!”.
Zadziałało od razu. “chcesz się założyć?!”
Tydzień później buty były w moich rękach. Ubralam je kiedy pracowałam za barem podczas karaoke. Umowa była, ze wytrzymuje w nich cały wieczór (20-1)… Na początku chodziłam cała zadowolona, pomyślałam nawet, że wygodne jak na szpilki. Wystarczyła godzina… Stopa była wygieta pod takim kątem, że pomijając odciski od nierozchodzonych butów, zaczęły sie bóle sródstopia i palców, na które się zsuwalam.
Naprawdę się meczylam. Niestety – zebralam tyle komplementów, rozwniez od faceta, który strasznie mi się podobał, ze byłoby mi wstyd, gdybym je przebrała. Kpiarskie spojrzenia znajomych, nadal przekonanych, ze nie wytrzymam, przekonały mnie – zostaje w nich!
Noc była coraz późniejsza, z nadzieją zerkalam na zegar… Kiedy myślałam już, ze do końca.”służby” coraz bliżej okazało sie, ze to jeden z niewielu dni, kiedy prowadzącemu gra się tak dobrze, ze ma ochotę zostać w naszym lokalu do 5 rano…
Oczywiście zakład ostatecznie wygrałam, podziw w oczach znajomych był bardzo przyjemny. Ze stopami było nieco gorzej – 2tyg odretwienia i bólu przy każdym kroku…
Buty – uwielbiam!;-) Moj Maz smieje sie ze mnie, ze zawsze znajduje powod na kupno nowej pary:-) Niestety nue zawsze jest tak kolorowo jakbysmy chcialy. W grudniu firma, w ktorej pracuje organizuje spotkanie swiateczne dla wszystkich pracownikow. Pojawia sie na nich zawsze jakas “szycha” z Zarzadu w Niemczech. Przyjecie organizowane jest w eleganckiej resauracji. Z tej okazji postanowilam zakupic czerwona sukienke i zdecydowalam sie na bezowe/kawowe dodatki do niej. Mialam wszystko poza butami. Na dzien przed, kiedy juz myslalam, ze bede musiala zmienic dodatki na czarne udalo mi se wreszcie znalezc idealne buty – kawowe szpileczki! Pochodzilam w nich tego samego popoludnia, zeby je rozchodzic – bylam zachwycona, lezaly jak ulal! Nastepnego dnia ubralam sie we wszystko i wyszlam na tramwaj. Nie zdazylam dojsc do konca ulicy, gdy okazalo sie, ze buty sa jednak za duze! (moze byla to wina materialu) W moich “czlapiakach” szybko wrocilam do domu. Maz doradzil mi napchanie w czubek buta waty albo chusteczek higienicznych. Tak tez zrobilam. Koszmar zaczal sie po jakuchs 2 h od rozpoczecia imprezy! Wata zaczela uwierac mnie w palce – przestala byc miekka! Wymienilam ja na chusteczki, ale bylo juz za pozno! Cala noc spedzilam w najbardziej niewygodnych butach na swiecie! Ale oczywiscie przez caly czas pieknie sie usmiechalam i nie odmowilam zadnego tanca:-D Buty stoja teraz w szafie i przypominaja mi, ze zakupy na ostatnia chwile nie poplacaja^^
Ostatnio kupiłam buty na przecenie 😉 Czarne, piękne botki z ozdobionym obcasem. Są prześliczne, ale wygląd nie idzie w parze z wygodą..;/ Botku są niewygodne, stopa nie dopasowuje się idealnie do buta.. Botki farbują wewnątrz na czerwono ;o Jak widać warto zwracać uwagę na jakość nie na cenę 🙂
Za jakiś czas miał być ślub mojej siostry, na którym byłam świadkową w związku z tym, chciałam mieć super szpilki, aby super się prezentować. Po długich poszukiwaniach, znalazłam! Śliczne, czerwone szpilki ze skórki. Po przymierzeniu okazało się że mój standardowy numer buta trochę spadał na pietach, więc kupiłam o numer mniejszy. W sklepie wszystko było okkey, trzymały się idealnie i wyglądały pięknie. Ale nadszedł dzień ślubu, już dotarcie do kościoła stanowiło nie lada wyzwanie, bo buty nagle zaczęły strasznie uciskać w palcach…Ból był nie do zniesienia, a trzeba było robić dobrą minę do złej gry, bo przecież ślub siostry… Przez większość ceremonii myślałam tylko o tym żeby jak najszybciej je zdjąć. Tak też więc zrobiłam i po rozpoczęciu wesela i powitaniu gości, od razu zmieniłam je na inne. Szkoda tylko, że tak długo szukane, wymarzone buty, pozostały niezauważone, do dziś leżą w szafie…
Kocham kupować buty, czyli zaczyna się normalnie 😉 chyba większość dziewczyn uwielbia to robić 😉
Dość niedawno przeglądałam na internecie botki, w oko wpadły mi śliczne czarne zamszowe z metalową blaszką z tyłu oczywiście na obcasie, ponieważ jestem dość niska to tylko szpilka 😉 Okazało się jednak, że już nie ma ich w sprzedaży, szukałam na allegro, dosłownie wszędzie i eh, wyprzedane. Jakimś cudem na jednej stronie gdzie dziewczyny sprzedają swoje ubrania/buty wyłapałam moje śliczne botki, których pragnęłam a nie mogłam się pogodzić z myślą, że ich nie będę miała 😉 Rozmiar 37 czyli wszystko się zgadza, bez zastanowienia zamówiłam je. Przyszły śliczne, nie noszone, ale uwaga niewygodne w cholerę! Uwielbiam je mimo wszystko za to że są piękne 😉 zakładam je tylko na sporadyczne wyjścia, nigdy na długie spacery czy wielkie zakupy. Pozdrawiam zakupoholiczka 😉
W sumie historia jest krótka ale nie szkodzi mi opowiedzieć 🙂 Umówiliśmy się kiedyś ze znajomą na wypad na miasto, pospacerować, pogadać. To były jeszcze czasy liceum. Stwierdziłam, że trzeba się jakoś elegancko wyszykować no i oczywiście do tego potrzebny był mi mój gwóźdź programu czyli śliczne szpileczki 🙂
Moje nogi nie lubią szpilek ani ogólnie butów na obcasie, ponieważ mają to do siebie, że po pewnym czasie po prostu zaczynają boleć i już. Ale to co było tym razem to już była jakaś masakra.. po kilku godzinach myślałam że oszaleje z bólu, do domu musiałam wracać jeszcze autobusem i po prostu wiedziałam że nie dam rady, więc wpadłam na genialny pomysł żeby zadzwonić po znajomego żeby mnie zawiózł do domu. Tylko, że głupio mi było się przyznać,że po prostu chce żeby mnie odwiozl przez niewygodne buty (wiadomo pytania to po co je ubralas? -no bo sa ładne :p itp) to ze znajomą wymyslilysmy że będę symulować że zemdlałam.. na szczęście się udało, przyjechał i dostarczył do domu. Ulga była niesamowita.. no i może lekkie wyrzuty sumienia, że musiałam skłamać, ale to naprawdę była kryzysowa sytuacja! :p Oczywiście ze szpilek i tak nie zrezygnowalam. 🙂
A więc moja historia z butami zaczęła się gdy otrzymaliśmy z mężem zaproszenie na ślub do kuzyna, mimo że byłam w 6 miesiącu ciąży wiadomo jak każda kobieta chciałam dobrze wyglądać na ślubie. Kupiłam śliczną pasująca na brzuch sukienkę, dodatki no i przyszedł czas na buty, więc chodziłam po sklepach w pogoni za tymi jedynymi butami jeden sklep, drugi i nic =( w końcu weszłam do 3 i stały piękne różowe buciki na obsaciku palce odkryte to tamto przymierzyłam pasowały nie zastanawiałam się długo nad kupnem przecież to były “te jedyne ” , przyszedł dzień wesela oczywiście wielkie strojenie się sukienka dodatki makijaż i na końcu buciki założyłam pięknie ładnie wszystko a po 10 minutach czułam taki ból stop ze sobie myślę że nie dojdę nigdzie = o najpierw udaliśmy się wszyscy na ślub cywilny oczywiście jakoś doszłam mój chód przypominał gorzej niż kaczki, z auta do sali ślubów mieliśmy około 100m ale to było najgorsze 100m chyba w moim życiu ból niesamowity ale czego się nie robi żeby ładnie wyglądać, po ceremonii wróciliśmy do auta a ja niestety musiałam zmienić buty na te które chciałam założyć po północy czyli tak zwane baletki, po cywilnym ślubie pojechaliśmy do kościoła i każdy się mnie pytał gdzie są moje śliczne buty a ja z żalem musiałam odpowiedzieć że niestety nie dam rady w nich chodzić
Najmniej wygodne buty, jakie miałam to oczywiście szpilki. I tłumaczyć tu nic nie trzeba 😉 Natomiast w związku z tym, że jestem osobą aktywną rzadko spędzam czas w szpilkach, najczęściej chodzę w obuwiu sportowym. Wydawać by się mogło, że skoro to obuwie sportowe to powinno być wygodne i spełniać nasze wymagania. Bardzo się myliłam a skutki odczuwam do dziś. Kiedy rok temu zaczęłam swoją przygodę z regularnym bieganiem kupiłam swoją pierwszą parę adidasów. Byłam niedoświadczona i trochę głupio wierzyłam w m”bieganie naturalne”, że nie potrzebna jest amortyzacja, że przecież daawno temu ludzie biegali na boso! No to kupiłam adidasy z minimalną amortyzacją i tak sobie biegałam. Stopniowo zwiększałam dystans i intensywność. A po kilku miesiącach… trach, kontuzja! Kolana nie wytrzymały, przeciążenie. Ortopeda zalecił odpoczywać i… chodzenie w obuwiu do biegania. Posłuchałam się, kontuzja odpuściła. Zaczęłam znowu biegać. W nowych butach do biegania, z większą amortyzacją. Cóż, chyba dalej jest ona niewystarczająca, ponieważ kontuzja wróciła. Po dłuuugiej przerwie (cały luty) od marca znowu biegam. Kolana dalej czasami bolą. Dlatego z ogromną przyjemnością wypróbowałabym dodatkową amortyzację w postaci tych wkładem. Wiem, że większość dziewczyn uznaje buty za niewygodne kiedy mają pęcherze, obtarcia etc. Dla mnie jednak niewygodne buty to takie, które nie spełniają swojej funkcji i przez które cierpię dłużej niż czas zejścia pęcherza. Bo przez właśnie odnowioną kontuzję i czas, który musiałam poświęcić na zregenerowanie kolan musiałam pogodzić się z tym, że nie spełnię swojego ogromnego marzenia i nie przebiegnę maratonu w tym roku (jak nie w tym, to w przysżłym;)). Ot, to są dopiero niewygodne buty!
Kiedyś niestety postanowiłam biegać bez żadnego przygotowania. W butach które kompletnie nie amortyzowały wstrząsów. Całe stopy bardzo mnie bolały, kolana tez czuły dyskomfort (w dodatku biegałam po twardej nawierzchni). Doszłam do wniosku, że bieganie jest nieprzyjemne i nie dla mnie. Po prostu zniechęciłam się przez nieodpowiednie buty. Dopiero po czasie zainteresowałam się odpowiednim obuwiem i teraz ćwiczę z wielką przyjemnością. Niestety ból w jednym z kolan czasem się odzywa… Pozdrawiam!
W ubiegłym roku, zakupiłam baleriny. Lakierowane pięęękne, w Venezia. Trochę mnie cisnęły, ale myślałam, że z czasem się trochę rozbiją.. Niestety.. Nie tym razem 🙁 Leżą w szafie 🙁
Swoje najniewygodniejsze buty kupiłam na … STUDNIÓWKE!! Było to w dniu imprezy, więc wszystko na szybko. Znalazłam buciki, wszystko ładnie pięknie, czarne z czerwoną podeszwą oh i ah, zakładam no i już czuje, że są mega twarde ale co tam, “rozchodzę przez te kilka godzin w domu i będzie ok” – tak sobie myślałam … a wyszło tak, że poloneza i całą studniówkę przetańczyłam w balerinach, a moje piękne buciki założyłam tylko do zdjęć ;D
A więc zacznę od tego ze historią jest audentyczna…. jestem zakochana w różnego rodzaju aktualnościach fizycznych i jako studentka architektury która wolnego czasu ma bardzo mało ćwiczę kiedy się tylko da i często przez moje roztrzepanie spowodowane natlokiem obowiązków później ponosze konsekwencje … zaczęło się od wypadu na zakupy po nową parę butów do biegania bo stare były już w opłakanym stanie. Promocje w cauflandzie na odzież sportowa, myślę “czemu nie”. Za godzinę miałam mieć zajęcia więc szybciutko spacerkiem do sklepu, znaleźć odpowiedni numer stopki, do kasy i szybko na uczelnie bo mnie “zjedzą” jak się nie pojawie. Zajęcia 2,5godz. Więc odespalam poprzednia noc. Po zakończeniu wykładu o jakże “interesujących” losach wykladowcy szybko do domciu i wieczorny jogging ! Przebieram się do treningu wyciągam butki, zakładam na stopki… wszystko byłoby zajebiscie gdybym nie kupiła dwóch lewych butów …. historia nie kończy się dobrze bo rachunku nie znalazła i w sklepie powiedziano mi ze bez niego nie wymienia a owa para butów leży i się kurzy bo w jednym daleko nie zabiegne:))
Pozdrawiam
Bardzo się cieszę, że firma Scholl myśli o naszych stopach i stawach. Patrząc na te wkładki przypomina mi się moment w moim życiu, w którym sama próbowałam zrobić takie wkładki do butów. Był to czas w którym oboje z mężem ciężko pracowaliśmy na gospodarstwie rolnym. Dużo chodziliśmy, więc oboje uznaliśmy, że dobre buty nam się po prostu należą. Pojechaliśmy do miasta i kupiliśmy dobre buty sportowe. Ja za swoje zapłaciłam około 150 zł i byłam strasznie zadowolona, że mam takie wspaniałe buty. Wręcz nie mogłam się doczekać testowania w terenie. Po gospodarstwie chodziłam w gumowcach, ale gdy przyszedł mąż i powiedział, że z łąk uciekło 6 jałówek i trzeba będzie je z powrotem nagonić, pomyślałam, że nadszedł czas na nowe buty (troszkę już w nich chodziłam po domu, aby zobaczyć czy na pewno są wygodne – były bez zastrzeżeń). Dojechaliśmy na łąki samochodem, bydła nie było więc poszliśmy za śladami. Jak traperzy poruszaliśmy się po pobliskim lesie. Coś zaczęło mnie uwierać w stopy, poczułam nieprzyjemne pocieranie, ale starłam się na to nie zwracać uwagi. Dopiero kiedy znaleźliśmy jałówki i trzeba było szybko biegać, nakierowywać je i zabiegać im drogę, zrozumiałam że w tych butach nic nie zdziałam. Były okropne, strasznie niewygodne. Bardzo bolały mnie kostki. Nagle usłyszałam głos dziesięcioletniej córki: “Mamo, no co Ty? Ślimaki na łące Cię wyprzedzają. Jesteś najbliżej, jak nie zagrodzisz im drogi, to uciekną na dużą łąkę i będziemy je ganiać do wieczora.” Oczywiście nie dałam rady. Ruch w tych butach był bardzo ograniczony. Mąż i córka oddaleni ode mnie 20 metrów tylko kiwali głowami z uśmiechami pod nosem, a bydło szło w siną dal. Na odpowiednie miejsce zagoniliśmy je dopiero po 4 godzinach, a nie jak planowaliśmy zrobić to w 20 minut. Córka z mężem cały wieczór udawali moje ruchy podczas biegania po łące i mięli z tego powodu dużą uciechę. Przyznam się, że jeżeli naprawdę tak wyglądałam to musiało to być bardzo komiczne. Potem mąż poradził mi żebym zrobiła sobie wkładki do butów z filcu. Niestety, wkładki bardzo mi przeszkadzały, zaginały się i po krótkim czasie brzydko pachniały. To były najmniej wygodne buty, jakie kupiłam i najgorzej wydane pieniądze. Pozdrawiam. Kamila
Najmniej wygodne buty jakie w życiu kupiłam to beżowe lakierowane szpilki. Są przepiękne ale za każdym razem jak je noszę strasznie cierpię, być może są za małe ale numer większe były z kolei za duże dlatego skusiłam się na numer mniejszy. Ciężko jest mi wytrzymać cały dzień bądź jakąś imprezę w tych szpilkach ale bardzo mi się podobają, zawsze o takich marzyłam dlatego nie odczuwam bólu aż tak 🙂
3 lata temu miałam studniówkę 🙂 I oczywiście dla urody trzeba pocierpieć, zarzuciłam sobie mega wąską kieckę do kostek i do tego przepiękne czarne sandałki na bardzo długiej szpilce i wysokiej platformie (miałam tylko przeżyć tak poloneza, na później czekały na mnie wygodniejsze ciuszki do przebrania). Buciki oczywiście do najwygodniejszych nie należały więc poprzyklejałam sobie plasterki gdzie tylko mogłam na stopach plus żelowe wkładki pod przednią część stopy 🙂 No więc nadszedł wielki moment, polonez rusza, wszyscy wyprostowani dumnie kroczą, a ja czuję że żelki powoli wysuwają mi się przodem buta 😀 Paweł (partner) prze do przodu, ciągnie mnie za sobą, ja próbuję łapać wkładki palcami u stóp 😀 Kiecka za wąska, żeby robić większe kroki, więc podbiegam drobnymi kroczkami za parą, z palcami zaciśniętymi jakbym dostała skurczu stopy, żelki jak macki fruwają mi z przodu butów :p Pod koniec byłam z siebie dumna że udało mi sie dobrnąć do końca, oczywiście do póki nie zobaczyłam na filmie ze studniówki że przez cały czas poruszałam się przygarbiona jak szpieg z krainy deszczowców, no NIE MOGĘ CO ZA WSTYD 😀
Bardzo spieszyłam się do autobusu, gdyż nie chciałam się spóźnić. Jednak na witrynie sklepowej zobaczyłam piękne oksfordki! Były tak ładne, że zrezygnowałam a biegu do autobusu i weszłam do sklepu 🙂 Niestety, była to ostatnia para – rozmiar 36 (ja noszę rozmiar 36,5 lub 37) i nie miałam przy sobie pieniędzy! Przymierzyłam – po minucie chodzenia stwierdziłam, że wpłacam zaliczkę i NA PEWNO rozchodzę je 😉 Wróciłam do domu po pieniądze i kupiłam swoje wymarzone buty :))) Następnego dnia poszłam na randkę z moim Ukochanym. Po fajnym filmie w kinie poszliśmy na spacer. Długi spacer! Na początku jeszcze było super i fajnie się rozmawiało 🙂 Potem już nie mogłam wytrzymać z bólu i przestałam się odzywać, jednak nie podałam przyczyny mojego nieodzywania się ;/ Szliśmy dalej… W parku powiedziałam, że mam piękne buty i poprosiłam o kilka plasterków – mój Chłopak tylko obśmiał moje “piękne buty” 🙁 Ale to jeszcze nie koniec – jako, że uciekał nam ostatni autobus, to biegłam w tych butach do autobusu! A potem jeszcze szybkie tempo chodzenia 🙁 Jednak moje buty nadal są piękne! :)))
Jak wiele kobiet kocham buty. Zawsze uważam, że mam ich za mało 🙂 Jednak nawet 14cm szpilka ni sprawiła mi takiego dyskomfortu, jak buty do których jestem zmuszona w pracy. Podobno są to buty wygodne i bezpieczne. W teorii może i tak jest jednak przy 8-godz. trybie pracy fizycznej wygląda to okropnie. Nie dość, że stopy zaczęły mi się pocić (nigdy wcześniej nie miałam z tym problemu) to jeszcze przy kucaniu zaczęły mnie boleć stawy. Nie chodzi mi tu by narzekać, bo lubie swoją pracę. Zwłaszcza, że jestem cały czas w ruchu. Średnio dziennie przechodze ok. 15km, więc mam dodatkową porcję ćwiczeń. Także ciągle na pełnych obrotach. Chciałabym dlatego sprawdzić działanie tych wkładek w “extremalnych” warunkach jakimi jest moja praca i podzielenie się z Tobą i innymi czytelniczkami moimi wrażeniami. Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na wyniki. 🙂
Prawdopodobnie wszystkie miłośniczki butów podpiszą się pod stwierdzeniem, że szybki wypad do pasażu (“obiecuję, tylko chwilka, same rzeczy z listy!”) może zmienić się w ponad godzinną eskapadę, jeśli na swojej drodze napotkamy ulubiony obuwniczy opatrzony w baner “wyprzedaż”. Jest coś magicznego we frazie “do 70%”, umieszczonej za główną witryną, że nie możemy się oprzeć – musimy wejść. Choćbyśmy niczego nie szukały, nie potrzebowały i w ogóle były kompletnie poza, obiecanymi czekającemu w samochodzie chłopakowi, pięcioma minutami. Tak zaczyna się moja historia lub może raczej – historia moich butów, z którymi zaprzyjaźnić jest mi się ciężko pomimo wielu prób.
Są śliczne, oczy się błyszczą, gdy się tak na nie patrzy, stojące na pudełku. Czarne, wiązane, z wymyślnymi wzorami, koturny idealne. Idealne na lato. Idealne na piękną pogodę. Idealne na imprezę. Zasadniczo mają w sobie wszystko, co mogą łączyć wyobrażenia o idealnych sandałach. Oprócz wygody, więc pięknie sobie wyglądają… jak tak stoją.
Przejść w nich sto kroków to wyczyn. Przymusowo przetestowałam chyba z pięć opakowań różnych plastrów na odciski i obtarcia, a niezależnie od marki i ceny wszystkim dały radę. Palce bolą, pięty cierpią, krew, pot i łzy.
Mimo to nie mam serca się ich pozbyć.
To zdecydowanie najniewygodniejsze buty jakie posiadam, a wiedza, o jaką mnie wzbogaciły nauczyła zamykać oczy i przebiegać obok potężnego napisu “wyprzedaż”, szczególnie, gdy nie mam wystarczająco dużo czasu, by w spokoju je przymierzyć i poznać ich ukryte wady zanim zaczną obdzierać mnie żywcem ze skóry.
No więc.. pewnego razu szukałam butów odpowiednich do kreacji na wesele kuzynki 🙂 Dość wysokie buty, które od razu wpadły mi w oko i idealnie pasowały do sukienki. Kiedy weszłam do sklepu i zaczęłam szukać swojego numeru butów zaczęłam po prostu płakać. Nie było jak na złość mojego ogromnego numeru buta 🙁
Ale w sumie co mi zaszkodzi pójść w rozmiarze o numer za małym do kościoła, gdzie praktycznie siedzi się w ławce 🙂 Kupuję je ! Cena już nawet nie grała dla mnie roli. Po wyjściu ze sklepu, kiedy już dotarłam do domu pomyślałam, że jak ponoszę je troszkę po pokoju to się rozbiją i nawet nie będą tak cisły. Narobiłam sobie odcisków ;/ Ale co mam zrobić dzień przed weselem ? No więc założyłam je do kościoła (oczywiście cała stopa była w plastrach) 🙂 Szłam jak gdyby nic mi nie było. Dotarłam do kościoła, wróciłam z kościoła, a na sali płakałam aż z bólu 🙂 Są tak świetne, że mimo tego że leżą w szafie mam satysfakcje , że są moje. Nie oddam nikomu. Dobrze zabrać na wesele drugie, tym razem wygodne buty 🙂 Nie polecam takiego genialnego pomysłu jak mój 😉 Do tej pory jak sobie pomyślę to stopy mnie bolą 🙂 Pozdrawiam .
Omatko, jak dziś to pamiętam. Jestem osobą, która dość impulsywnie kupuje wszystko. Ubrania, gadżety itp. Wielkimi krokami nadchodziła studniówka. Udało mi się zrzucić kilka zbędnych kg przed samym wydarzeniem, kupić wymarzoną sukienkę, no i oczywiście musiałam dobrać do tego buty. Z reguły noszę 12 cm szpilki. Nie mniej, nie więcej, przyzwyczaiłam się do tej wysokości i inne mi nie odpowiadają. Otóż stwierdziłam, że studniówka raz w życiu to mogę poszaleć, a 1 cm w tą czy w tamtą nie będzie tak odczuwalny, ale jaki efekt! Zamówiłam, buty wreszcie przyszły. Ubrałam i tylko wydałam z siebie krzyk. Jednak nie było to takie łatwe jakby się wydawało. Mówię “no nic, kupiłam to muszę się nauczyć”. Tydzień chodziłam po pokojach, po schodach, aby tylko nauczyć się, po tygodniowym treningu nie było źle. Szkoda tylko, że jednak warunki na zewnątrz i sala balowa nie odzwierciedlały stabilnej domowej podłogi. Wytrzymałam w nich zaledwie 1,5 godziny [co i tak było wyczynem!], zaraz po polonezie szpilki poleciały w kąt i od tamtej pory ich nie tknęłam, ale dumnie od 3 lat stoją nietknięte i zdobią półkę przy innych obcasach, przypominając mi jak zdeterminowana byłam i potrafiłam wytrzymać najgorszy ból :).
Moje pierwsze w życiu szpilki. Mały obcasik, niebieściutkie, całe odkryte na paseczki (zero stabilności), z świecącymi kamykami (mama mówi, że jestem sroka, uwielbiam wszystko co się błyszczy). Nie wiem czy to wina butów czy tego, że jako sportowiec nie umiałam w takich chodzić, ale… miałam wtedy 18 lat i zaprosiłam na wesele kolegę z klasy (kto się czubi ten się lubi), samochód w drodze do kościoła wjechał w mega kałuże, zalało silnik, zanim dojechaliśmy na przepełniony parking byliśmy już spóźnieni. Mało tego, samochód był zaparkowany ze 100 metrów od kościoła, a ja po kilku chybotliwych krokach spanikowałam i stwierdziłam, że będę szła w tych ślicznych-tragicznych butach z godzinę! Wzięłam kolegę pod rękę, przecierpiałam to w ciągu 3 kroków (do tej pory się “nie lubiliśmy” 😛 ) dumę schowałam do kieszeni i uwiesiłam się na jego ramieniu, ledwo szłam po tej cholernej kostce brukowej, obcasy mi wpadały w szczeliny, a chwiałam się jak bym była zalana w trupa… w końcu po 20 minutowym spóźnieniu weszliśmy do kościoła i stanęliśmy koło drzwi wyjściowych. Oczywiście było mi strasznie nie wygodnie, stopy nie przyzwyczajone, więc przestępowałam z nogi na nogę i właśnie to był błąd… stojąc na lewej nodze prawa odpoczywała (i odwrotnie), w pewnym momencie chciałam zmienić nogę, nie wiem JAK ja TO zrobiłam, ale jakoś straszliwie się zachwiałam i stałam na jednej nodze czując, że się przewracam w bok! Oczy mi się rozszerzyły z przerażenia (kolega patrzył na mnie zdziwiony, zastanawiał się co ja wyprawiam) już miałam “śmierć” w oczach, w wyobraźni widziałam siebie jak upadam na posadzkę jak decha i jak cały kościół się ogląda z zaciekawieniem co to za huk, ale nie! W ostatnim momencie złapałam się klamki od drzwi kościelnych i przyciągnęłam się do nich, aby wrócić do pionu, gorąco mi się zrobiło, a kolega trząsł się ze śmiechu. Po mszy poszliśmy do samochodu najwolniejszym spacerem w moim życiu i jak tylko dopadłam do drzwi, zmieniłam szpilki na sandały. Najgorsze i najładniejsze buty w życiu. Wybacz, że się rozpisałam, ale nie dało się skrócić mojej historii 🙂
Hej Tipsi!
Oto krótka, krwawa historia moich butów.. 😉
Będąc jeszcze w liceum i przeżywając burzliwy okres buntu, zaczęłam nosić wymarzone wówczas buty – 20dziurkowe glany. Idealne na chłodniejszą porę roku, ale jak się później okazało, na upalne lata – już nie za bardzo. Otóż wybrałam się z klasą na 2-dniową wycieczkę – rajd kościuszkowski (polegający na przemierzeniu wiejskimi drogami i lasami ponad 35km na piechotę w piękne, upalne lato). Jako wielka fanka swoich nowych bucików, przywdziałam je na nogi i dziarsko maszerowałam…dopóki nie pozdzierałam stóp tak bardzo, że trzeba było mnie odtransportować w klapkach naszego wychowawcy do schroniska 😀 Niestety rajdu przez to nie ukończyłam, ale mimo wszystko miło wspominam.
No i na przyszłość już wiedziałam do czego nadają się te buciki 😀
Pozdrawiam, A.
Hmmm, nie muszę się długo zastanawiać, jaką historię wybrać. Choć to chyba nie była wina butów 😉 To było jakieś sto lat temu, kiedy byłam w liceum i wybrałam się na spływ kajakowy. Na jednym z postojów poszliśmy na małą wycieczkę – 6 km w jedną stronę. Inteligentnie założyłam adidasy… bez skarpet. Zanim doszliśmy do celu, nogi miałam tak obtarte, że połowę drogi powrotnej pokonałam boso. Znacznie mądrzejsza 😉
Idealny moment na poznanie rodziny Twojego faceta? Ślub kogoś z jego strony. Odstawiona jak gwiazda hollywood prosto z czerwonego dywanu- kiecka, fryzurka, mani pedi i te sprawy i oczywiście… Szpilki! Najwyższe i najpiękniejsze jakie kiedykolwiek mogłyście sobie wyobrazić. I koniecznie- CZERWONE!
Niestety, nie wpadłam na pomysł, żeby je rozchodzić. Ból zaczęłam czuć juz w drodze do kościoła. Nie chce sobie nawet przypominać co czułam podczas ceremoni. Po co brać na całonocne tańce buty na zmianę? Przecież muszę wszystkich powalić na kolana swoim wyglądem. Koniec końców- szpilki spędziły wesele pod stołem a jak tańczyłam na boso- z ogromnymi dziurami w rajstopach i pęcherzami na stopach!
No cóż… moje najmniej wygodne buty są jednocześnie najładniejszymi butami w mojej szafie. Piękne, czerwone, lakierowane szpilki, które kupiłam specjalnie z okazji chrzcin córki mojego brata. Ponieważ miałam być matką chrzestną musiałam też oczywiście najładniej wyglądać a TE buty nadawały się idealnie. Dodam jeszcze, że w zasadzie nie chodzę w szpilkach, trampki są moim codziennym obuwiem. Po uroczystościach kościelnych przenieśliśmy się na Stare Miasto a tam zaczął się mój koszmar – kostka brukowa. Nigdy, przenigdy moje nogi nie były tak obolałe. dokuśtykałam jakoś do restauracji ( a miałam wyglądać elegancko… hahahaha) w końcu usiadłam, zdjęłam pod stołem dyskretnie szpilki i w końcu odetchnęłam. Ulga nie trwała długo jako że było mnóstwo innych dzieci a ja jestem ciocią wszystkich, więc musiałam się nimi zajmować. Oczywiście w butach, no ba jak by to wyglądało… matka chrzestna na bosaka…? Doczekałam się nareszcie końca uroczystości i niezrażona kpiącymi spojrzeniami przechodniów od Starego Miasta do parkingu, na którym zostawiłam samochód szłam na piechotę. (od warszawskiej Starówki do najbliższego parkingu jest około 1,5 kilometra, ale to nic. moment zdjęcia butów był tego dnia najlepszym co mnie spotkało). Od tamtej pory moje piękne czerwone szpilki stoją nieużywane a ja noszę buty wyłącznie na płaskim obcasie.
Największe marzenie, niepoliczone, zazdrosne spojrzenia na nogi starszych koleżanek, tysiące wyrzeczeń, miliony kłótni z rodzicami. Tyle właśnie kosztowały moje pierwsze (i ostatnie!) glany. No bo co to za gimnazjalistka, która słucha AC/DC, a na nogach zamiast glanów ma czeszki kupione na bazarze?! Postanowiłam dopiąć swego. 300 zł to dla gimnazjalistki niemały wydatek. A ja chciałam mieć glany niebylejakie. Firmowe, czarne, jak najwyższej i (o zgrozo!) jak najcięższe. Rodzice byli nieugięci i niezwykle ortodoksyjni w tym względzie. Mogłam wybrać wszystkie buty na świecie, tylko nie glany. Rzecz jasna – musiałam kupić je sama. I kupiłam. Przez Internet, bez przymiarki, ale z najbardziej rockowego i oldschoolowego sklepu internetowego, jaki znalazłam. Podczas oczekiwania na przesyłkę moja ekscytacja sięgała zenitu. Jaka była radość, kiedy paczka przyszła akurat przeddzień szkolnej wycieczki w Bieszczady. Nie no, teraz mogłam jechać. I pojechałam zabierając, oczywiście, tylko moje nowe glany. Piękne, majowe dni, do słońca grubo ponad 27 stopni, połoniny, Tarnica i wiele innych szlaków. Nie muszę mówić dlaczego wyjazd był koszmarem? Odparzone stopy, mnóstwo odcisków, ran i otarć, bolące podbicia. To nic w porównaniu z moim wewnętrznym zawodem. Uwierzcie mi, jako zbuntowana nastolatka słuchająca rocka, byłabym wtedy w stanie ubrać białe kozaczki z brokatowymi ozdobami. Byleby tylko były wygodniejsze niż te cholerne glany. Dlaczego wszyscy mówili, że są takie klimatyczne i oldschoolowe, a nikt nie dodał, że są ciężkie, niewygodne i twarde? Nie pytajcie co z nimi zrobiłam. Nie muszę wspominać o radości mamy, kiedy poprosiłam ją o kupienie zwykłych butów… na bazarze. 😉
Największe marzenie, niepoliczone, zazdrosne spojrzenia na nogi starszych koleżanek, tysiące wyrzeczeń, miliony kłótni z rodzicami. Tyle właśnie kosztowały moje pierwsze (i ostatnie!) glany. No bo co to za gimnazjalistka, która słucha AC/DC, a na nogach zamiast glanów ma czeszki kupione na bazarze?! Postanowiłam dopiąć swego. 300 zł to dla gimnazjalistki niemały wydatek. A ja chciałam mieć glany niebylejakie. Firmowe, czarne, jak najwyższej i (o zgrozo!) jak najcięższe. Rodzice byli nieugięci i niezwykle ortodoksyjni w tym względzie. Mogłam wybrać wszystkie buty na świecie, tylko nie glany. Rzecz jasna – musiałam kupić je sama. I kupiłam. Przez Internet, bez przymiarki, ale z najbardziej rockowego i oldschoolowego sklepu internetowego, jaki znalazłam. Podczas oczekiwania na przesyłkę moja ekscytacja sięgała zenitu. Jaka była radość, kiedy paczka przyszła akurat przeddzień szkolnej wycieczki w Bieszczady. Nie no, teraz mogłam jechać. I pojechałam zabierając, oczywiście, tylko moje nowe glany. Piękne, majowe dni, do słońca grubo ponad 27 stopni, połoniny, Tarnica i wiele innych szlaków. Nie muszę mówić dlaczego wyjazd był koszmarem? Odparzone stopy, mnóstwo odcisków, ran i otarć, bolące podbicia. To nic w porównaniu z moim wewnętrznym zawodem. Uwierzcie mi, jako zbuntowana nastolatka słuchająca rocka, byłabym wtedy w stanie ubrać białe kozaczki z brokatowymi ozdobami. Byleby tylko były wygodniejsze niż te cholerne glany. Dlaczego wszyscy mówili, że są takie klimatyczne i oldschoolowe, a nikt nie dodał, że są ciężkie, niewygodne i twarde? Nie pytajcie co z nimi zrobiłam. Nie muszę wspominać o radości mamy, kiedy poprosiłam ją o kupienie butów… na bazarze. 😉
najmniej wygodne buty?! nie potrzebowałam ani sekundy zastanowienia ; ) ze względu na to, że miłości do otaczającego mnie świata (woda, roślinność, niebo, powietrze i wszystko co jest związane z przyrodą) zwyciężyła nad rozsądkiem ; p i poszłam na geografie. Studiując ten kierunek poznaje się specyfikę każdego z regionów m.in Polski. Na II roku studiów mieliśmy wyjazd w góry – Sudety. Więc zmuszona byłam do zakupienia odpowiednich butów na długie wędrówki po górach. Dodam tylko, że na co dzień chodzę wg mnie w najwygodniejszych butach na świecie – Air max’y ; ) No więc kilka tygodni przed wyjazdem zakupiłam w sklepie turystycznym – buty trekingowe. Chodząc po sklepie i w domu (żeby przyzwyczaić się do obuwia) stwierdziłam, że nie będzie tak źle. Nic nie obciera, nic nie przeszkadza wystarczy dobrać tylko odpowiednie skarpetki. Otóż nie ; d pierwszy dzień podróży i krótka wycieczka (5km) doprowadziła moje stopy do przegrzania i delikatnych obtarć. Ale mówię sobie: nie jest źle, dam rade zabezpieczę plastrami i dam radę. Na szczęście drugi dzień wyjazdu był bardzo przyjemny i nie wymagał założenia treków ale najgorsze było jeszcze przede mną. Trzeciego dnia mieliśmy delikatny spacer (10 – 12 km) w górach. Po przejściu jakiś 3-4km wiedziałam, że coś jest nie tak. Stopy zaczęły mnie parzyć. Idąc pod górę moja pięta “wołała” wyciągnij mnie z tego buta! Schodząc z gór musiałam podkulać palce, bo takiego bólu nigdy w życiu nie czułam! Ale nadal nie miałam pojęcia co dzieje się w tym bucie. Po powrocie do pensjonatu przyszedł czas na zdjęcie butów, no i to co zobaczyłam na moich stopach przeszło moje oczekiwania.. lakier na paznokciach zrolował się tak, że zajmował 1/4 powierzchni paznokcia, dwóch ostatnich palców u stóp nawet nie widziałam bo przykrywały je pęcherze wielkości orzeszka! pięty były białe nie wiedziałam na pierwszy rzut oka dlaczego no i przyglądając się w końcu doszłam do wniosku, że jest to ogroooomny powtarzam oogrooomny pęcherz – nawet nie jestem w stanie powiedzieć jakiej był wielkości bo nie mogłam uwierzyć, że jest tak wielki! “Poduszki” pod stopą były tak obtarte, że byłam pewna że nie mam już naskórka. Kupiłam specjalne plastry na pęcherze ale co z tego skoro przede mną były jeszcze 4 dni wyjazdu i “spacery” po Sudetach. Nie miałam wyjścia musiałam założyć treki jeszcze kilka razy. Kolejnego dnia przede mną była kolejna wycieczka. Zakładając buty czułam, że stopy krzyczą “nie rób tego nie rób tego!” nie damy rady! no i faktycznie nie dały rady, ból był nie do wytrzymania ale musiałam jakość wybrnąć z sytuacji, przecież nie będę chodziła po górach w japonkach ; d. Całę szczęście miałam ze sobą najwygodniejsze buty świata – air maxy ; ) uratowały mi stopy. Po mimo to, że byłam obklejona plastrami, stopy bolały niemiłosiernie, wcisnęłam moje stopy do ukochanych butów i przez kolejne kilka dni udało mi się,( co wtedy wydawało mi się wyczynem życia! ; d ) po prostu chodzić! ; dd
To było w roku 2010…potrzebowałam jakiś butów na bierzmowanie. Wybór padł na baleriny, zresztą wtedy nawet nie myślałam o innych, okres buntu itp. Kupiłam je na lokalnym targu, przymierzyłam-ok, nie uciskają, z nóg nie spadają. Popełniłam później błąd-nie chodziłam w nich po domu i założyłam je już na samą uroczystość. I wtedy przeżyłam dramat..
Do kościoła mieliśmy wejść jeden za drugim. Dojechałam na ostatnią chwilę. Już idąc do pozostałych, żeby się ustawić w rzędzie poczułam, że baleriny “nagle” stały się za wielkie..Najgorszy odcinek-wejście do kościoła..z ledwością dotarłam na swoje miejsce, buty praktycznie wlokłam za sobą, nogi nie mogłam unieść, bo but na bank zostałby w tyle :p i ten strach, że zaraz się potkniesz, a tyle narodu wokół..ale się udało 😀 Niestety, buty już nie zmalały i to była pierwsza i ostatnia przygoda z ich udziałem 🙂 z happy endem i kompletem zębów 😀
Kupiłam sobie nowe super nike. W sklepie wydawały się trochę małe ale stwierdziłam iż to
Napewno przyczyna długiego dnia spędzonego na zwiedzaniu galerii. W szkole zaczęły odbcierać. No ale po jednym dniu nie będę chodzić w nowych butach. Męczyłam się przez dwa tygodnie. Aż wkoncu palce były tak zmęczone że trzeba było zrezygnować z nich 🙂 pozdrawiam ania
W roli głównej chciałabym przedstawić 'Przepiękne czarne, eleganckie buty na koturnie'. Co więcej, jak się okazało, tak jak były piękne tak też niewygodne. Jakiś czas temu zoatałam zaproszona na ślub koleżanki z pracy. Oczywiście był to świetny powód by kupić sobie nowe buty. Bo jak każda kobieta nigdy nie mam ich zbyt wiele. Niestety nie miałam zbyt czasu na szukanie, więc wybrałam pierwsze, które wpadły mi w oko. Owszem w trakcie mierzenia były lekko ciasnawe, ale sprzedawczyni zapewniała, że z łatwością się rozejdą. Niestety nie rozeszły się. Na ślub jeszcze jakoś doszłam, ale wracałam już ze łzami w oczach. Mało tego. Do dziś mam zdeformowany paznokieć w jednym z palców. Buciki stoją na półce i zbierają kurz. Są tak ładne, że nie mam sumienia ich wyrzucić.
Moimi najmniej wygodnymi butami jakie kupiłam w moim życiu (poza obcasami przy których ZAWSZE coś musi być nie tak :D) były trampki do kolan, kupione na targu jak byłam młodsza. Były prześliczne! Czarne, dośc klasyczne, przewiązane cudną, błękitną sznurówką… 🙂
Szybko jednak spełnione marzenie przerodziło się w koszmar, gdy okazało się, że ich wkładka jest tak nieznośnie cienka, że podstawa buta wżyna mi się w śródstopie i pięty… Poszłam w nich z koleżankami na spacer po mieście, więc nieprzyjemne uczucie znikło po godzinie. Jednak gdy usiadłyśmy poczułam ich krwiożerczą moc 😛 Stopa była niemiłosiernie odparzona, czułam jak cała pulsuje a wrażenie jakbym stała na ogniu, horror!
Ciężko byo się zwlec iść dalej, później jeszcze sznurówka się obluzowała i zaczęło mi się odgniatać ścięgno achillesa, a wróciłam do domu dopiero po 6h!
W domu po zdjęciu buta nie mogłam stać na nogach, od razu mama przyniosła mi chłodną wodę w misce 🙂
Okazało się, że cienka wkładka zniszczyła się zupełnie, odsłaniając kratowane wnętrze cholewy buta, już wiedziałam czemu tak niemiłosiernie cierpiałam 🙁 Nie miałam pomysłu jakie wkładki tam dać, by utrzymały się bez wgniatania i dały komfort więc moje piękne buciki szybko się ze mną pożegnały 🙁 A wystarczyło mieć pożadną wkładkę!! To na pewno uratowałoby moje śliczne trampeczki 🙂
Ta historia zaczyna się w biedronce – tak to tu weszłam gdy już w żadnym sklepie nie znalazłam trampek takich jak szukam. Zwykłe, proste, biało-czarne – a takie niedostępne… Aż nagle przy kasach w ostatnim koszu leżą! Tak to one, takie jak chce. Biegnę, kupuję, już wychodzę.. Tak! Ten dzień jednak jest udany. Wracam do domu. Na drugi dzień zakładam. Są cudowne! Pierwszy dzień, drugi, trzeci są idealne oprócz… Podeszwy. Taka cienka że każdy kamyczek, każda twarda nawierzchnia boli. A teraz – pomimo że idealne, pomimo że na tą porę to nie założę.. Ta podeszwa!
Najmniej wygodne buty jakie kupiłam to balerinki, pewnej znanej marki odzieżowej w Polsce. Buty które nie zachęcały samym wyglądem, a przez szpiczasty nosek zostały najbardziej niewygodnymi butami w moim życiu. Zastanawiające dlaczego je kupiłam skoro ich wygląd przewodził na myśl obuwie elfów świętego Mikołaja (choć ich "bambosze" są pewnie dużo wygodniejsze:-)), pracowałam jako sprzedawca w tej firmie i wymogiem było abyśmy, oczywiście po zniżce kupiły sobie powyższe balerinki. Niestety nie mogłyśmy wybrać lepszych dlatego długi czas męczyłam się w tych niewygodnych butach. Kt9re nie dość że całkowicie płaskie to jeszcze obcierające palce. Może wkladki Scholl pomogłyby mi przetrwać ten ciężki okres, kyo wie… 🙂 Pozdrawiam i dziękuję za to że prowadzisz tego wspaniałego bloga! Iza 🙂
Calkiem przypadkiem wpadly Mi niedawno w oko przepiękne szpileczki :). Wiedziałam ze musze je miec:). Niestety kiedy tylko zalozylam je na na nogi okazalo sie ze nie można w nich chodzić a kasy krok to maraton :p. Licząc ze w końcu je opanuje kupiłam :). Teraz są ladna ozdoba mojej szafy z butami :). Mysle ze nidgy nie opuszcza tego miejsca:).
Kiedyś wracając z pracy maszerując przez park ujrzałam fantastycznego faceta, wysportowany brunet w sportowym stroju,biegnący w wiosenne popołudnie a gdy przebiegał obok promiennie się do mnie uśmiechnął. Zakochałam się od pierwszego wejrzenia, tego samego dnia popędziłam do sklepu ze sportowym obuwiem z silnym postanowieniem zaczynam biegać. Oczywiści moich wyżarzonych butów w mion rozmiarze zabrakło a ja nie mogłam czekać ani dnia dłużej wzięłam o rozmiar mniejsze…i tak dnia następnego po pracy biegłam przez park w zamarłych ale pięknych adidasach. Biegłam jeszcze dnia
następnego ale odciski na stopach nie pozostawiły mi złudzeń. Bruneta już nie spotkałam ale biegać nadal lubię tyle że już w butach o moim rozmiarze!!
Kiedyś wracając z pracy maszerując przez park ujrzałam fantastycznego faceta, wysportowany brunet w sportowym stroju,biegnący w wiosenne popołudnie a gdy przebiegał obok promiennie się do mnie uśmiechnął. Zakochałam się od pierwszego wejrzenia, tego samego dnia popędziłam do sklepu ze sportowym obuwiem z silnym postanowieniem zaczynam biegać. Oczywiści moich wyżarzonych butów w mion rozmiarze zabrakło a ja nie mogłam czekać ani dnia dłużej wzięłam o rozmiar mniejsze…i tak dnia następnego po pracy biegłam przez park w zamarłych ale pięknych adidasach. Biegłam jeszcze dnia
następnego ale odciski na stopach nie pozostawiły mi złudzeń. Bruneta już nie spotkałam ale biegać nadal lubię tyle że już w butach o moim rozmiarze!!
Cześć! Chciałam Ci przedstawić moją najgorszą przygode z butami. Będzie to historia z butami sportowymi! Tak sportowymi. Nie jakimiś ''szpilkami'', z tego typu butami chyba każda z nas ma jakiś problem 😉 a więc zaczęło się to jakieś trzy miesiące temu. Postanowiłam w końcu popracować nad swoją pociążową figurą. A dla motywacji pierwsze co zrobiłam to szukałam butów. Wszelakie fora, opinie, odwiedzałam każdą stronę. Aż w końcu udało się. Kupiłam te wymarzone i podobno nieziemsko wygodne buty. Ćwiczyłam w nich dwa tygodnie, nagle zaczęłam odczuwać silny ból w stawach skokowych. Na początku myślałam że to samo przejdzie. Pani Doktor powiedziała, że z każdym ćwiczeniem doprowadzałam je do gorszego stanu. Ledwie już chodziłam. Załamałam się bo ciężko było mi się zmotywować do codziennych ćwiczeń a tu taka przygoda i zakaz uprawiania sportu na miesiąc. Jednak nie dałam się! Teraz znowu ćwicze w nowych butach (dużo wygodniejszych), niestety ból jest dalej odczuwalny i niektóre ćwiczenia są niemożliwe do wykonania 🙁 mam nadzieję że moja historia pokaże że but butowi nie jest równy nawet sportowy i trzeba perfekcyjnie wybrać. Pozdrawiam 🙂
Moja historia o butach składa się z zakupu 2 różnych par butów, a o obu muszę napisać bo bardzo się łączy i obrazuje całokształt mojego pecha :). W drodze wyjaśnienia powiem, że moje niewielkie stópki są dość nietypowe szczególnie dlatego, że są dość szerokie u palców i większość par butów jakie kupuję mnie ściska u palców powodując duży dyskomfort i obolałe nogi po nawet krótkim spacerku. Z tego też powodu najwygodniejszymi butami dla mnie są adidasy (dużo przestronniejsze od czółenek, balerinek itp. czego bardzo żałuję bo uwielbiam eleganckie buty), ale ponieważ lato bywa gorące to ciężko w takich adidasach wytrzymać. Było naprawdę gorące lato, zatem aby nie cierpieć postanowiłam kupić klapki, a były to japonki co dodatkowo gwarantowało mi komfort niezgniatanej stopy u palców 🙂 – tak przynajmniej sądziłam :). W ten dzień miałam pierwszy raz spotkać się z pewnym chłopakiem. Ubrałam zwiewną sukieneczkę i moje nowe śliczne japonki 🙂 i tak się zaczęło! Ten że chłopak ponieważ jest romantykiem wybrał na spędzenie czasu spacer po dużym parku a potem okolicach. Moje stopy umierały z wycieczenia gdyż sznureczek między palcami tak mnie obcierał i ranił, że już po 10 min miałam problem iść, a ponieważ głupio było mi się przyznać zaciskałam zęby jak najbardziej się da i szłam dalej. W którymś momencie chłopak zapytał czy coś się stało bo wyglądam na bardzo smutną – odparłam, że nie najlepiej się czuję i chyba wrócę do domu, ale że było fantastycznie i mam nadzieję, że to powtórzymy. Rozstaliśmy się a ja w drodze do domu bardzo miałam ochotę ściągnąć buty ale asfalt był tak gorący, że nie byłam w stanie po nim iść:). Tak szłam i szłam i nagle zebrały się chmury znikąd i zaczęło kropić, pomyślałam, że to właśnie moje zbawienie – ochłoda dla zmęczonych stóp! Ale było tylko gorzej :). Zaczęło lać a ja zaczęłam się ślizgać w moich japonkach wypadając z nich lub wcinając się w nieznośny sznurek między palcami. Już dzieliło mnie 500 metrów od domu kiedy musiałam podejść pod spore wzniesienie. Na wprost się nie dało iść bo wypadałam z butów więc postanowiłam iść tyłem. Bolało jak zbój bo napierałam na zranione miejsca między palcami, ale nie przez długi czas – moment później sznurki japonek przerwały się a ja zjechałam po klapkach jak po lodzie :). Koniec końców do domu doszłam na boso, ze zranionymi stopami i przemoknięta do ostatniej suchej nitki :). Nowe buty do wyrzucenia (a miałam nadzieję, że jeszcze się zdążą rozchodzić – nie zdążyły:) ), a ja musiałam się wybrać na kolejne zakupy bo zbliżał się kolejny spacer :). Tak więc poszłam i tym razem wybrałam baleriny. Wydawały się prze-wygodne w sklepie:) – w nich więc wybrałam się na kolejną randkę. Tym razem też wybrał park ale dla różnicy był to park leśny. Ponieważ podeszwy moich nowych bucików okazały się naprawdę cienkie po 5 minutach miałam zrobiony pełen masaż stóp, niestety dość bolesny. Czułam każdy kamyczek pod stopami. Po kilkunastu minutach miałam już tak zmęczone stopy, że przerzucałam nogi coraz niżej gruntu, aż w końcu zahaczyłam o jakich konar i stało się coś czego nawet ja (chyba jeden z najbardziej pechowych ludzi na świecie) się nie spodziewałam:) – odpadła mi podeszwa buta! Zaczęłam się tak śmiać, że nie umiałam dalej iść, a ponieważ siły uchodziły coraz bardziej w końcu potrzebowałam przykucnąć ze śmiechu :). I tak się śmiałam jakiś czas. Gdy już się uspokoiłam poprosiłam dżentelmena, żeby mi wskazał najkrótszą drogę do wyjścia z tego lasu bo już dłużej nie dam rady iść! Odprowadził mnie kawałek i się rozstaliśmy :). Dodam, że ostatecznie się nie zeszliśmy ze sobą a moje przygody z butami teraz rozumiem jako znaki na niebie i ziemi, że to po prostu był zły pomysł te randki ;). Gdy wróciłam do domu z podeszwą w ręku rodzina nie mogła uwierzyć! Jeszcze przez kilka dobrych godzin śmialiśmy się z tego:).
Mam nadzieję, że nie zanudziłam zbyt długą historią:). Dla mnie jest ona szczególna z wielu powodów – jednym jest z pewnością to, że już nigdy potem nie zakupiłam butów w tym sklepie, którego marki nie podam ;), a drugim jest fakt, że już nie spotkałam się z tym chłopakiem, który nawet nie raczył mnie odprowadzić gdy już wiedział jak bardzo cierpiałam, za to niedaleko potem poznałam moją drugą połówkę, z którą jestem do dziś :).
Pozdrawiam serdecznie! 🙂
Justyna
Najbardziej niewygodne buty.. Hmm.. moja stopa jest tak dziwnie skonstruowana, że zawsze po kupnie nowej pary twierdziłam, że bardziej niewygodnych nie kupię. I kupiłam. Śliczne białe buty sportowe z Nike. O te buty chodziłam za rodzicami pół roku.. Kiedy założyłam je pierwszy raz w górach(oczywiście pojechałam na wakacje z nierozchodzonymi butami), po czym po wejściu na Kasprowy Wierch stwoerdzilam że bolą mnie całe stopy, na szczycie zdjęłam buty.. I co ukazało się moim oczom? Kiedyś białe skarpetki były całe we krwi.. całe stopy miałam w pryszczach, ranach i otarciach.. no ale to przecież takie piękne białe buciki! Po zaopatrzeniu ran próbowałam.wytrzymać w tych butach jeszcze kawałek, ale w połowie drogi na dół całkiem je zdjęłam.. I tak.. szłam na bosaka.. a w miejscach gdzie były bardzo ostre kamienie.. no cóż, mój facet miał dodatkowy trening.. ze mną na plecach! 🙂 od ponad dwóch lat buty leżą na dnie szafy i chyba już nigdy w życiu na nie nawet nie spojrzę..
Moja historia z najbardziej niewygodnymi butami świata, jest bardzo krótka, ale i zabawna. Pewnego dnia zobaczyłam w sklepie śliczne beżowe szpilki, kosztowały majątek, ale ich urok i wdzięk mówił sam za siebie, a że za kilka dni miałam iść na wesele do swojej przyjaciółki uznałam to, że je znalazłam za przeznaczenie. Buty faktycznie na weselu wizualnie robiły furorę, koleżanki pytały gdzie je wyłowiłam itp. natomiast to co działo się w środku buta można nazwać kosmosem. Wiedziałam, że jeżeli zdejmę buty w trakcie wesela nie mam już szans na ich powtórne założenie, ponieważ moje stopy były tak opuchnięte, że chyba same by wyszły z butów. Kiedy wróciłam do domu, zamiast położyć się spać aby mieć siłę na poprawiny, moczyłam w kąpieli wodnej stopy do białego rana, a buty do dziś mogę tylko podziwiać bo już więcej nie odważę się na ich założenie. 🙂
Ostatnimi niewygodnymi butami które kupiłam były buty z lidla do biegania początkiem roku po dość długiej przerwie od treningów z których musiałam zrezygnować z powodu wypadku samochodowego dorwałam gazetkę z lidla i je ujrzałam wiedziałam że będą moją motywacją, aby znów zacząć biegać(na początku chodziłam z kijkami) pobudka o 6.30 i sruu do lidla, tego samego dnia prosto na pierwsze 3km moje nogi: pięty, stopy, łydki wręcz błagały cały dzień o litość dodatkowo buty optarły mi całe pięty. Kupiłam wkładki żelowe i problem zniknął, tak więc te które można wygrać w konkursie gdy tylko je ujrzałam zaświeciły mi się oczy i muszą być moje dodatkowa motywacja do biegania aby w końcu wyruszyć już nie o kijkach a w super amortyzacji ;)!!
Temat butów w mym przypadku to jest temat rzeka,
Zawsze coś mnie gdzieś uwiera, zawsze ponarzekam,
Bo choć oczy pragną szpilek, sandałek z paskami,
To nieczęsto to obuwie lubi się ze stopami.
Mimo tego czasem skuszę się na nową parę,
Która, co tu dużo gadać, nie służy mi wcale.
Tak też było w tamtym roku, wesele za pasem,
Więc w pośpiechu przymierzałam obcas za obcasem.
I znalazłam piękną parę, szpilki jak marzenie,
Czarne, zgrabne, idealne, w przyzwoitej cenie.
Cudne buty, coś pięknego, pełne wdzięku i uroku,
Które, mimo owych zalet, raniły przy każdym kroku.
Na weselu prysł czar szpilek, męczarnie nastały,
Nic mi było po uroku, który niewątpliwie miały.
Czułam odcisk pod palcami, bąble i otarcia,
Buty, oprócz licznych zalet, były nie do zdarcia.
Jeden taniec, drugi za nim, a stopy wciąż pieką,
Gdybym tylko miała wkładki zaszłabym daleko!
Jednak każdy ma granice swej wytrzymałości,
Odrzuciłam szpilki w kąt ku uciesze gości,
Wtedy mogłam sobie szaleć po całym parkiecie,
Co to było za wesele, najlepsze na świecie!
Choć początki były trudne (bąble i te sprawy),
Nawet szpilki nie popsuły mi świetnej zabawy! 😉
teraz napewno kupie te wkladki 🙂