O głodówkach wiele już było na blogu, jednak wiem, że wiele z was nadal czasem korzysta z tego typu ‘diety’ (jeśli można to dietą, czyli sposobem odżywiania nazwać – w końcu w czasie głodówki nie jemy nic. Dziś chciałabym wam przedstawić, co dzieje się z naszym ciałem podczas takich ‘zabiegów’. Zapraszam 🙂
Podczas głodówki jak wiadomo eliminujemy całkowicie pokarm, nie jemy więc nic. Często również nie pijemy – jest to głodówka zupełna. Głodówka to także eliminowanie do zera produktów kalorycznych, wszelkie zabiegi powodujące, iż jemy mniej, niż powinniśmy i niż wymaga tego nasza podstawowa przemiana materii, czyli ilość kalorii potrzebna nam do prawidłowego funkcjonowania.
Kiedy jemy zbyt mało węglowodanów, energia zostaje zaczerpnięta z zapasów glikogenowych wątroby. Zapasów tych starcza na około 14 godzin. Po wyczerpaniu tych zasobów w naszych nerkach i wątrobie zaczyna się glukoneogeneza – proces przekształcania innych składników pokarmowych w glukozę. Dalsze głodzenie niesie za sobą obniżenie zapotrzebowania na węglowodany, spadek cukru we krwi, metabolizm zostaje spowolniony do minimum. Dlatego sięgnięcie po jedzenie już po upływie głodówki może mieć ciężkie skutki – w zależności, jak długo ona trwała. Z powodu spowolnionego metabolizmu możemy odczuwać bolesność brzucha, mieć biegunki, efekt jojo spowodowany nadmiernymi w tym wypadku kaloriami, zaburzenia poziomu cukru i insuliny we krwi. Następnie wchodzimy w stan przedłużającej się ketogenezy, w naszym ciele zaczynają powstawać związki takie jak aceton, którymi żywi się nasz mózg. Może to prowadzić do wystąpienia kwasicy metabolicznej.
Idący za brakiem jedzenia niedobór witamin i minerałów może prowadzić do występowania różnojakich objawów ze strony niemal wszystkich narządów. Wypadają nam włosy, pogarsza cera, zaczynają choroby, które mogą zostać z nami na dłużej. Niedożywienie wpływa na nasze serce.
Obniżenie spożycia białka poniżej zapotrzebowania powoduje spadek masy mięśniowej – pamiętajmy, że nasze serce to także mięsień, więc i ono na tym cierpi – występuje bradykardia i niewydolność krążenia. Spada także masa mięśni oddechowych, co utrudnia nam zaczerpnięcie tchu i wiąże się z powstawaniem zmian morfologicznych w płucach i problemami ze strony układu nerwowego, który po prostu wariuje.
Z kolei zbyt mała ilość tłuszczu powoduje zaburzenia ze strony układu hormonalnego. Z powodu braku składników odżywczych zaburza się nasza termogeneza, odczuwamy zimno. Z czasem pojawiają się problemy jelitowe związane z nieprawidłową florą – biegunki, czasem wymioty. Parametry wątrobowe pogarszają się prowadząc do choroby tego narządu. Zaczynają się omdlenia, utraty świadomości.
Nieźle, prawda? Nadal wierzycie, że kilka – kilkanaście dni głodówki to nic strasznego? Nawet jeden dzień może prowadzić do powstawania niekorzystnych zmian w naszym organizmie! Czy dla kilku kilogramów mniej warto tak postępować, w następstwie źle wyglądać (włosy, skóra, paznokcie), źle się czuć i… i tak nabawić się efektu jojo? Oczywiście, że nie. Nie, nie nie – tłumaczenia, że zaplanowana głodówka to nic złego, tylko z głową, nie mają prawa bytu – nie ma czegoś takiego, jak głodowanie i upośledzanie swojego organizmu “z głową”! To niepotrzebne obciążanie go i narażanie. Jest wiele sposobów odchudzania – warto pamiętać, że dodatkowych kilogramów nie nabawiliśmy się w tydzień, dlatego i w tydzień nie damy rady zdrowo ich stracić. Argument o głodówce oczyszczającej też do mnie nie dociera – owszem, tracimy toksyny, ale i mnóstwo innych rzeczy potrzebnych do zdrowego działania organizmu.
Mity, mity i jeszcze raz mity…
Faktem za to jest, że homo sapiens pojawili się w mniej więcej obecnej formie ok. 200 000 lat temu, za to wynalazek jedzenia 3 i więcej razy dziennie to wynalazek zupełnie nowy (300 – 400 lat temu?).
Sporadyczne występowanie pożywienia nie było więc dla ludzi czymś obcym i jesteśmy do niego świetnie przystosowani. Jedzenie raz dziennie, czy też nie jedzenie w ogóle co drugi dzień – jak pokazują badania – jest więc naturalne i korzystnie wpływa na zdrowie. Wyczerpanie zapasów glukozy w wątrobie i mięśniach prowadzi do procesu ketozy, w którym organizm przekształca tłuszcz na ciała ketonowe, które są dużo wydajniejszym “paliwem* niż glukoza. Glukozę (potrzebną mózgowi) zresztą też wytwarza, w procesie glukoneogenezy.
Gdybyśmy źle znosili okresy głodu, po prostu nie byłoby nas tutaj – wymarlibysmy podczas tych długich tysięcy lat, kiedy żywiliśmy się tym, co znaleźliśmy (czyli tylko wtedy, kiedy pożywienie było dostępne).
Polecam szczególnie poczytać o Intermittent Fast – glodówkach przerywanych.
Pozdrawiam 🙂
Nie rozumiem co autorka tekstu miałana myślli poruszając temat ketogenezy i kwasicy metabolicznej oraz
nic przy tym nie wyjaśniając . Sprawia to wrażenie, że ketoza to coś złego… a wcale tak nie jest. To wprowadzanie czytelnika w błąd.
Ketoze można osiągnąć głodówką lub odpowiednią dietą. Ketoza może mieć lecznicy wpływ na choroby takie jak padaczka, różne rodzaje raka, cukrzyca, IO. Polecam autorce tekstu przyjrzeć się książce “Ketoza.Wejdźna wyższy poziom”, autor Dawid Dobrpolski. Tam jest dokładnie wyjaśnione czym jest ketoza, kwasica ketonowa i jakie przemiany zachodzą w organizmie. Według mnie w tekście jest wiele niejasności, wypadałoby poprzeć zawarte informacje jakąś rzetelną literaturą.
Pozdrawiam.
Z osiągnięciem szczupłej sylwetki jest trochę jak z nauką języka: chcemy, żeby było szybko, nawet kosztem dużego wysiłku (lub nakładów finansowych). Aby tylko nie trzeba było robić tego, o czym w głębi duszy wiemy – być systematycznym i konsekwentnym… w dodatku, jeśli chcemy, by efekt trwał – do końca życia;)
Głodówki? Mówię stanowcze NIE!